piątek, 23 września 2011

Pożegnania nadszedł czas, Pitagoras żegna Was. ;)

I stało się. Niestety nadszedł ten dzień, kiedy trzeba było opuścić piękną Serbię i wrócić do rzeczywistości...



Lecz trzeba było sprawić, aby ten dzień był w jakimś stopniu wyjątkowy, dlatego pięcioro z nas zdecydowało się pójść pobiegać wcześnie rano, mimo że o 6.30 teoretycznie powinniśmy znieść nasze bagaże, żebyśmy zdążyli je zapakować jeszcze przed śniadaniem.
Dlatego byłam z siebie naprawdę bardzo dumna, że wstałam o 5.38 i o 5.45 zwarta i gotowa (tylko bardzo niewyspana i zmęczona, jako że poszłam spać jakoś po 3 nad ranem...) stawiłam się w hotelowym holu razem z resztą sportowych zapaleńców na ostatni bieg po Kraljevie. Było bardzo przyjemnie pobiegać sobie po w miarę pustym Kraljevie i te dziwne spojrzenia mieszkańców, dla których grupa biegających obcokrajowców jest czymś nienaturalnym... Widoki z rana cudowne! I jeszcze czekający na nas wschód słońca - tak piękny, ostatni poranek w Serbii...

Po powrocie, szybki prysznic, ostatnie rzeczy spakowane, ostatnie hotelowe śniadanie - niestety bez naszego ulubionego kelnera, pożegnanie się z hotelem i jedziemy po raz ostatni do IV Bataljonu, żeby pożegnać się z kochaną panią dyrektor, nauczycielami i kilkoma uczniami. Lecz zanim to się stało oczywiście Polki zrobiły z siebie blondynki w oczach naszego koordynatora projektu... :D Wychodząc z naszego pokoju z bagażami na 'do widzenia' pomachałyśmy mu (pokojowi), co widziała koordynator i był w szoku do kogo my machamy, kiedy dowiedział się, że jest nam po prostu smutno, iż opuszczamy ten pokój zaczął się z nas śmiać.... ;)

W szkole czekała na nas bardzo miła niespodzianka, siedzieliśmy po raz ostatni w gabinecie dyrektorki (część z nas stwierdziła, że dziwnie tak być w gabinecie dyrektora nie z powodu przeskrobania czegoś ^^ ), pijąc kawkę/herbatę i rozmawiając, gdy nagle zebrały się wszystkie osoby ze szkoły, które nam pomagały i wręczyły nam cudowne prezenty! Zrobiło to na nas niesamowite wrażenie, a przynajmniej na mnie, ponieważ nie spodziewałam się tego. Dostaliśmy pamiątki typowo z Kraljeva - breloczki, magnesy, film itp., lecz również home-made rakija, slatko (! na którę serdecznie zapraszam wszystkich z Krakowa :))) i pastę paprykowa, której podczas naszego pobytu nie mieliśmy niestety okazji spróbować. Wtedy naprawdę czułam jakbyśmy byli gośćmi tego miasta, to było takie miłe z ich strony!! Ciężko było powiedzieć 'good bye' zdecydowanie lepiej brzmiało 'see you soon!!' ! Po długich pożegnaniach było nam ciężko się rozstać, lecz niestety czas nas gonił i musieliśmy ruszać w drogę... Ostatecznie wszyscy z ciężkim sercem wsiedliśmy do busu i ruszyliśmy w kierunku Belgradu, gdzie przygoda Polek się kończyła.

Na początku w busie wszyscy jeszcze rozmawiali, wymieniali poglądy na temat projektu, co dalej się stanie, lecz stopniowo wszyscy umilkliśmy i pogrążyliśmy się w swoich myślach lub śnie... Nasz koordynator stwierdził, że jedna dziewczyna wygląda jak Zombie, więc ona spała całą drogę aż do Belgradu. ;) Lecz zanim my pożegnałyśmy się z team'em najpierw trzeba było podziękować przedstawicielce Geberitu, która dzielnie towarzyszyła nam przez większość projektu i wtedy musiała wracać prosto do biura swojej firmy w Belgradzie. Ciężkie to było pożegnanie, jako że zrobiła dla nas tyle rzeczy, tylekroć nam pomogła nie tylko pokonać barierę językową, ale również podając wiele cennych pomysłów. Śmialiśmy się, że bez niej nie bylibyśmy w stanie nawet zamówić śniadania, co w sumie było prawdą. ;) Od niej również dostaliśmy prezent - kubek z Belgradu, który codziennie będzie mi przypominały o tym miłym projekcie w Serbii. Niestety samolot już wkrótce miał startować, więc musieliśmy pospieszyć się na lotnisko, gdzie czekała nas naprawdę ciężka chwila oficjalnego zakończenia projektu (a przynajmniej tej części, ponieważ wierzymy, że to nie jest koniec, tylko początek współpracy z Kraljevem!). Po uściskach, miłych słowach trzy Polki pozostawione same sobie ruszyły na lotnisko, żeby szybko i wygodnie wrócić do naszych domów. Reszta osób nie miała tak łatwo, przed nimi dłuuuga dwudniowa podróż do Szwajcarii, ale przynajmniej mieli szansę spędzić jeszcze trochę chwil razem. My już na lotnisku musiałyśmy się rozdzielić, z prostej przyczyny, iż jedna z nas leciała do innego polskiego miasta, lecz obiecałyśmy sobie, że niedługo się spotkamy, poczekałyśmy w baaardzo długiej kolejce do odprawy i wsiadłyśmy do dwóch różnych samolotów.

Muszę przyznać, że kocham latać! Naprawdę! Chociaż wiem, że jest to bardzo szkodliwe dla środowiska, to w samolocie po prostu wygodnie mi się śpi. Jak już usiądę, zapnę pasy, to nic mnie nie obchodzi, nawet start tego samolotu, dobranoc i widzimy się przy lądowaniu. ;) Mam tylko nadzieję, że nie wyglądam bardzo głupio podczas snu. Myślę, że stewardessy mają świetny ubaw widząc tych wszystkich ludzi śpiących w dziwnych pozach... ;) Po krótkiej przesiadce we Frankfurcie (gdzie lotnisko jest po prostu ogromne! Co ma swoje plusy i minusy. Widziałam wiele świetnych lotów do różnych zakątków świata, gdzie najchętniej bym poleciała już zaraz! Lecz z drugiej strony bardzo łatwo się zgubić. Nam to się na szczęście nie przydarzyło. ) oraz jeszcze dwugodzinnej drzemce doleciałyśmy bezpiecznie do Gdańska. Jeszcze tylko strach w oczach czy przypadkiem nie stłukła się rakija, ale wspólnie stwierdziłyśmy, że na to nie wygląda na szczęście, pożegnanie i każda z nas wraz z rodzicami ruszyła w kierunku swoich domu po długim projekcie pełnym wrażeń i przygód.

Mam wrażenie, że na długo zapamiętam ten pobyt w Serbii razem z wieloma atrakcjami, które na nas tam czekały. Dostałam niesamowitą szansę poznać serbską kulturę, która na zawsze pozostanie w moim serduszku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz