wtorek, 30 sierpnia 2011

Jacy my jesteśmy lubiani i kochani (;

Po kilku przyjemnych dniach odpoczynku, zwiedzania Serbii i poznawania ich kultury przyszedł czas powrotu do pracy z dziećmi. W końcu po to tu przyjechaliśmy! Również jest to niesamowite uczucie tu widzieć takie zmotywowane i radosne dzieci, które chcą z nami pracować, wtedy od razu jest inna atmosfera i aż się nie chce kończyć! Dzisiaj dalej zajmowaliśmy się informowaniem dzieci o tym, że powinni segregować i wyrzucać śmieci do kosza, ponieważ zajmuje to bardzo dużo czasu, żeby odpady uległy całkowitej degradacji, a niektóre nigdy się nie rozłożą... Te dzieciaki naprawdę mają talent! Stworzyli naprawdę niesamowite prace! I wyglądają na tyle ładnie, że jak rozwiesimy je po szkole, to może inne dzieci chętnie je przeczytają i jakoś wpłynie to na ich ekologiczny tryb życia...

Byliśmy dzisiaj również na radzie pedagogicznej, która miała miejsce w IV Bataljonie w dużej auli. Było to bardzo dziwne uczucie jak staliśmy na środku przed wszystkimi nauczycielami i oni bili nam brawo i dziękowali, że tu przyjechaliśmy. Nie jestem przyzwyczajona do takiego zachowania, ale w sumie na projektach Pangaea jest to normalne, cały czas zdjęcia Ci robią, kręcą wszystko czym się zajmujesz i cały czas prośba - 'powiedz gdzie jesteśmy i co robimy'... Może już niedługo będzie pierwsze video z naszego projektu. (;

By the way - zdarzyło Wam się kiedyś, że idziecie sobie spokojnie (no prawie...) przez miasto i zaczepia Was ogólnopolska telewizja i chce o Was zrobić reportaż? Taak, to nam się dzisiaj przydarzyło, kiedy wracaliśmy ze szkoły, w sumie to nie wiemy czy bardziej dlatego, że zachowywaliśmy się dość głośno i rozmawialiśmy po angielsku, czy przez nasze Pangaea'owskie koszulki, mam nadzieję, że ten drugi powód miał na to wpływ. (; W każdym bądź razie, kobieta spytała się nas kim jesteśmy, co tutaj robimy i powiedziała, że się do nas odezwie, żeby zrobić reportaż! Extra! Oprócz tego inna ogólnopolska telewizja chce się z nami spotkać i sfilmować naszą akcję oczyszczania środowiska, a lokalna telewizja zaprasza nas do studia! Wygląda na to, że niedługo Pangaea Project będzie bardzo popularny w Serbii i może wreszcie będą jacyś YEP'ersi z Serbii!

W każdym bądź razie nasze najbliższe dni będą bardzo wypełnione, praca z dziećmi, różne warsztaty prezentacje, akcje oczyszczania ziemi, wizyty w telewizji i wycieczka do Belgradu! Na to cieszę się chyba najbardziej, ponieważ będę miała szansę zobaczyć kolejną europejską stolicę. (;

Dzisiaj krótko i bez zdjęć, bo za dużo nie robiliśmy (; Ale przy okazji chcę po raz kolejny zachęcić, jeżeli masz pomiędzy 15-20 lat, umiesz komunikować się po angielsku i chcesz przeżyć jedną z ciekawszych i lepszych przygód swojego życia to już dziś zarejestruj się w YEP community i zacznij wypełniać aplikację na ekspedycję do Amazonii! Będziesz miał szansę zostać kolejnym 'Hornikiem' - dzisiaj usłyszałam, że tak nas nazywają, słodko! www.mikehorn.com

Pozdrowienia od dalej czerwononosej Agi z Serbii (;

Zdobyłam najwyższą górę Serbii (;

Czuję się tutaj prawie jak na wakacjach, gdyby nie fakt, że wstajemy tak bardzo wcześnie rano. Dzisiaj już o 6.45 wyjeżdżaliśmy, więc musieliśmy wstać naprawdę bardzo wcześnie, do czego zupełnie nie jestem przyzwyczajona, zwłaszcza w wakacje. Na dzisiaj zaplanowali dla nas wycieczkę do Parku Narodowego - Koponik. Bardzo popularne miejsce odwiedzane głównie przez Serbów w zimę, ponieważ można w nim uprawiać wiele sportów zimowych. Park został założony w 1981 roku i można tu znaleźć wiele rzadkich gatunków. To co najbardziej przeraża mnie jeżeli chodzi o Serbię, to fakt, iż są tutaj węże i to całkiem sporo jest ich w górach. Nawet dzisiaj jak chodziliśmy po skałach, to jeden z naszych znajomych zobaczył to cudowne zwierzę. Niby większości z nich jad nie jest trujący, ale raczej nie mam ochoty na spotkanie z nimi...

Koło 9.30 dojechaliśmy do Parku i w największym upale wspinaliśmy się po górach. Jeden z fajniejszych dni tutaj, ponieważ góry uwielbiam! Nie lubię tylko chodzić po nich powoli, w sumie to nie wiem czemu, jak chodzi się wolniej, to niby można bardziej cieszyć się widokiem, jednak ja uważam, że idąc na przodzie ma się dłuższe przerwy czekając na inne osoby (;

Podczas wspinaczki nasi przewodniczy pokazywali nam, że tam w oddali jest Kosowo, a ja nagle patrzę na telefon, a tam wiadomość, że jestem już w Kosowie! Ale temat Kosowa jest bardzo wrażliwy i nie za często o tej sytuacji się rozmawia...

Po 2 godzinnym marszu dotarliśmy na najwyższy szczyt Serbii wg naszego górskiego przewodnika - 2070m. n.p.m. to może brzmieć całkiem ładnie, ale muszę przyznać, że zaczęliśmy się wspinać dużo ponad poziomem morza, więc nie było to żadne wyzwanie... Ale już niedługo zaczyna się rok akademicki, więc będę mogła pojechać na górskie rajdy!

Pochodziliśmy sobie po kamieniach i oczywiście - sesja zdjęciowa, jako że sporo osób tutaj ma bardzo dobry sprzęt, więc nie mogliśmy przepuścić takiej okazji, bo widoki zapierały dech w piersiach! Jak wróciliśmy do ośrodka, z którego zaczęliśmy nasz rajd, to dopiero poczułam skutki chodzenia w słońcu. Z prostej przyczyny, iż przez ostatnie parę dni słońce w ogóle nas nie opalało nikt z nas nie pomyślał o posmarowaniu się kremem przeciwsłonecznym i teraz cierpię! Mój nos jest czerwony jak burak! A ręce pieczą mnie niesamowicie... I nie jestem jedyną osobą, która przez to przechodzi... Niestety... :( Ale na tym nie skończył się nasz marsz, ponieważ po obiedzie wyruszyliśmy dalej, żeby powspinać się po kamień, na których według legendy,  kiedyś odpoczywał jeden z królów.

Cieszę się, że mieliśmy okazję wspinać się w Serbii w jednym z 5 serbskich Parków Narodowych, widoki piękna, ponieważ są to góry, ale jeżeli chodzi o florę tam się znajdującą, to zdecydowanie ładniejsze są parki polskie.

Jutro przed nami mnie ekscytujące rzeczy, ponieważ dalej kontynuujemy pracę z dziećmi nad plakatami, ponieważ 1 września już się zbliża, więc musimy się też na to przygotować! Ale w weekend prawdopodobnie znowu pojedziemy na wycieczkę po Serbii! (;

Bardzo chętnie wróciłabym do tego kraju, kiedyś w przyszłości, żeby jeszcze lepiej go poznać, chociaż taki sposób w jaki teraz poznajemy ten kraj jest moim zdaniem najlepszy na podróżowanie, ponieważ mamy szansę dowiedzieć się wszystkiego od środka, poznać ich punkt widzenia i spotkać prawdziwych Serbów, a nie tylko puste budynki, które bez żadnego wyjaśnienie nie mają znaczenia...

Aaa, i nauczyłam się nowego serbskiego wyrazu - overi! - high five. (;





niedziela, 28 sierpnia 2011

Łowienie ryb w Serbii. (;

Nigdy przedtem nie byłam na rybach i mówiąc szczerze, nie spodziewałam się, że kiedyś się na nie wybiorę. Zawsze kojarzyło mi się to z nudnym siedzeniem z wędką w ręce i kilkugodzinnym czekaniem na jakiś ruch w wodzie. Możliwe, że tak jest kiedy łowi się większe ryby, lecz my zostaliśmy zaproszeni na łowienie w niewielkim jeziorze. Przed wyjazdem tam na myśl o tym, że jadę na ryby wybuchałam śmiechem! Przyjechałam do Serbii, żeby pomagać w renowacji szkół, ale zamiast tego cały czas gdzieś jeździmy, ale doszliśmy do wniosku, że nie możemy nic na to poradzić, ponieważ nie wypada odmówić jak nas gdzieś zapraszają. Mi to wcale nie przeszkadza, dzięki temu mamy szansę lepiej poznać kulturę Serbii. Dlatego dzisiaj zostaliśmy zaproszeni na ryby przez poznanego już przez nas wcześniej przewodniczącego lokalnego klubu ekologicznego. Kiedy tam przyjechaliśmy okazało się, że akurat rozgrywa się tam mini turniej w wędkarstwie, więc pomagaliśmy im wygrać! Szybko się nauczyłam zarzucać wędkę i dowiedziałam się kiedy mam ją wyciągnąć z wody, żeby złapać biedną rybkę i udało mi się złowić aż 7 ryb. (;


Ja i moja rybka


Wszystkie ryby, które złowili 'nasi' wędkarze.


Przynęta.

Niestety wędkarze, którym pomagaliśmy łowić ryby nie wygrali, ale i tak złowili prawie 5 kg ryb! To było takie śmieszne doświadczenie, ponieważ ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu co chwilę musiałam wyjmować wędkę, bo jakaś rybka się na nią złapała! Zupełnie coś innego niż oczekiwałam. Nie spodziewałam się, że mogę się tak świetnie bawić na rybach... Potem przewodniczący eko-klubu przyniósł nam fabace - owoc, który ma w swoich pestkach truciznę, więc po ich zjedzeniu mogą wydarzyć się różne rzeczy, nasz koordynator zjadł cały ten owoc, ale na razie czuje się dobrze na szczęście! Ja jedynie spróbowałam, starając się unikać wszystkich pestek i muszę przyznać, ze jest to bardzo dobre! Nie dziwię się czemu robią z nich dżem!


Fabace

Kiedy siedzieliśmy po wędkarstwie przy jeziorze na obiedzie, to rozłożyli dmuchany zamek dla dzieci, w którym można skakać, chyba dzisiaj jest tam jakaś impreza, bo rozwieszali również balony, ale no cóż, skoro rozłożyli namiot, to trzeba było z niego skorzystać! Więc wszystkie dziewczyny uczestniczące w projekcie bardzo chętnie skorzystały z kolejnej możliwości powrotu do dzieciństwa i świetnie się bawiłyśmy skacząc jak małe dzieci! Ciężko sobie wyobrazić jak taka mała rzecz może sprawić tyle radości!


Dmuchany zamek! (;

W Serbii można spotkać bardzo dużo Monasterów, blisko naszego wędkowego jeziora znajdował się jeden z nich - Monaster Żica, więc chętnie go odwiedziliśmy, obejrzeliśmy o nim film, posłuchaliśmy jego historii i jako że dzisiaj jest niedziela, więc poszłam tam do Kościoła. Ten Monaster jest protestancki, dlatego po raz pierwszy w życiu poszłam na Mszę protestancką i było bardzo specyficznie... Czułam się dziwnie, bo nie dość, że nie wiedziałam co się dzieje, nie mam pojęcia jak wygląda nabożeństwo w takim Kościele, więc nie wiedziałam co ludzie robią i dlaczego, a ponad to wszystko było po serbsku, więc również nic nie zrozumiałam, ale próbowałam 'wpasować się w tłum' z marnym skutkiem...


Monaster Żica

Potem wróciliśmy do hotelu i z przyczyny iż jutro musimy bardzo wcześnie wstać, bo już o 7 rano jedziemy do Parku Narodowego, więc postanowiliśmy zjeść kolacje w hotelu. Jako że nie byliśmy specjalnie głodni, większość z nas chciała sałatki. Niestety nasza znajomość języka serbskiego jest bardzo niewielka, a kelner w hotelu nie mówi po angielsku, więc myśleliśmy, że zamawiamy zwykłą sałatkę owocową, lecz okazało się, że są to owoce na bardzo słodko, ze śmietaną, sosem, czekoladą. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że po zjedzeniu tego nasz kolega zamówił jeszcze naleśniki na słodko z bitą śmietaną i czekoladą, a 
koleżanka banana z lodami i bitą śmietaną. Kiedy kelner im to przyniósł, to patrzył na nas jak na wariatów, że mogą oni jeść tyle słodyczy! Ten kelner jest taki śmieszny, nie mówi po angielsku, więc zawsze próbuje z nami rozmawiać albo po serbsku albo na migi. I dodatkowo robi głupie miny, żeby pokazać swoje zdziwienie naszym zachowaniem! Dzisiaj kiedy schodziłyśmy na kolację, to spojrzał na nas, roześmiał się i powiedział 'wow', dlaczego? Nie mam zielonego pojęcia! Ale jest przesympatycznie. (;

Ups. Zjadłam Burka. :(

Lubię takie dni - żadnego stresu, wszystko robimy w odpowiednim tempie, a przede wszystkim dobrze się bawimy! Na dziś jako że to sobota, to nie mogliśmy pracować z dziećmi, więc mieliśmy tak jakby wolny dzień. Rano po śniadaniu musieliśmy jedynie dokończyć wywiady i chłopaki zajęli się montowanie filmików, a my mieliśmy wolne, więc mogłyśmy trochę odpocząć i powygłupiać. Poszliśmy w porze lunchu na kolejny spacer po Kraljevie, ponieważ widzieliśmy plakaty porozwieszane po całym mieście, że tego dnia odbywa się Street Art Festival, więc zależało nam, żeby w nim uczestniczyć, abyśmy mogli lepiej poznać ludzi tutaj i zobaczyć ich sztukę/kulturę uliczną. Lecz zanim tam doszliśmy najpierw znalazłam Kraljevskie centrum informacji, więc kochani już niedługo pan Listonosz z Poczty Polskiej zapuka do Waszych drzwi. :*

Jako że była już pora obiadu, to poszliśmy do piekarni, co mnie bardzo dziwi tutaj, to fakt, że w porze obiadowej niekoniecznie jemy normalny posiłek, ale za to podczas późnej kolacji ludzie z teamu zamawiają ogromny posiłek. Trochę to nie po drodze jeżeli chodzi o moje przyzwyczajenia, z reguły wieczorem za dużo już się nie je, więc mam wrażenie, że najbliższe dwa tygodnie spędzę na sałatkach. :D Na dzisiejszy obiad wybraliśmy biednego Burka, co tak naprawdę jest ciastem francuskim z serem i kapustą, ale jak przyjechaliśmy po raz pierwszy do Kraljeva, to nasz kolega powiedział, że żywił się tu głównie Burkiem, dla nas Polek, to był szok, bo Burek jest typowym imieniem dla psa, więc od tego momentu zawsze się śmiejemy z Burka i jedzenia psów. :D Generalnie żarty na temat Polaków są bardzo popularne, szczególnie ze strony jednego naszego niemieckiego kolegi, który żartuje z nas cały czas!

Z naszym burkiem poszliśmy nad rzekę, żeby posiedzieć sobie chwilę w cieniu i posłuchać muzyki. Niestety rzeka Ibar, która przepływa przez Kraljevo jest bardzo zaśmiecona, więc niedługo razem z dziećmi z obu szkół będziemy starać się ją trochę oczyścić, żeby pokazać im jak ładnie może być w ich mieście! Jak już chwile odpoczęliśmy, to odnaleźliśmy festiwal uliczny, gdzie kraljevska młodzież jeździła na deskach, malowała graffiti i leciała świetna, uliczna muzyka! Graffiti, które stworzyli było bardzo imponujące, mieli oni całą ścianę do dyspozycji na swoje dzieła sztuki. Jest to na pewno ciekawa możliwość dla młodych ludzi, żeby pokazać swój talent. Oto dwa moje ulubione graffiti:



Mimo upałów tego dnia bardzo miło było posiedzieć chwilę na tym festiwalu i widzieć tylu entuzjastycznych młodych ludzi! Nakręciliśmy ich pracę i myślę, że będzie to świetnie pasować do naszego mini dokumentu o Kraljevie.

Jak wróciliśmy do hotelu, żeby dalej odpocząć, to nagle nasz kochany, niemiecki kolega zaczął nam wysyłać żarty o Polakach, a jego ulubionym jest:

How do you know when a Pollack has been in your back yard?
Your garbage is gone and your dog is pregnant.



Ehh. Żeby jeszcze tego było mało, to przyszedł do naszego pokoju, żeby nas niby przeprosić, ale zamiast tego, to zaczął się dziwnie zachowywać, chodzić po naszym pokoju, toalecie i nagle wyszedł. Nie wiedziałyśmy o co mu chodzi, ale on jest taki zakręcony, więc myślałyśmy, że wszystko jest w porządku. Jednak po chwili zadzwonili do nas z recepcji z prośbą o wyłączenie 'SOS button!' Nasz genialny kolega go wcisnął dla zabawy, żeby nam przysporzyć kłopotów :P Ale trzeba mu to wybaczyć skoro jest jeszcze taki młody :D

Dzisiaj znowu udaliśmy się na taras, tym razem na kolację, widok jest naprawdę śliczny!


A potem jak gdyby nikt nic na środku tego placu, który widać powyżej, kroiliśmy arbuza, którego nosiliśmy ze sobą i nawet był z nami w restauracji. (; Ludzie trochę na nas dziwnie patrzyli, ale powoli przyzwyczajam się do tego. Dzisiaj nawet dowiedzieliśmy się, że będziemy w telewizji! Lokalna telewizja chce zrobić o nas dłuższy materiał, a telewizja krajowa przyjedzie, żeby nakręcić naszą pracę z dziećmi! To jest bardzo dziwne uczucie, zdecydowanie nie spodziewałam się takiej reakcji lokalnych ludzi, kiedy tu przyjeżdżałam... W ogóle nie przyszło mi to do głowy, że mieszkańcy Kraljeva będą tak nami zainteresowani!

A właśnie, dobre wiadomości, może uda nam się wyposażyć szkoły w akcesoria przeznaczone dla parków/placów zabaw, w poniedziałek będziemy znali ostateczną decyzję, ale już dzisiaj na wieczornym spacerze dotarliśmy do placu zabaw - mojego ulubionego punktu wycieczki! I muszę powiedzieć, że nie był on tak ciekawy jak w Pradze, ale i tak cieszyłam się, że możemy tam być. Coraz częściej dziecko siedzące we mnie się odzywa! (;

sobota, 27 sierpnia 2011

Jesteśmy atrakcją turystyczną.

Nasz projekt jest komiczny. Przyjechaliśmy tu 3 dni temu, a ludzie już nas znają, wszędzie zapraszają i koniecznie chcą się z nami spotkać!! Organizują nam najróżniejsze wyjazdy, żebyśmy zobaczyli jak najwięcej Serbii i poznali ich kulturę. My przyjechaliśmy tutaj, żeby pracować, a oni chcą nam organizować każdą wolną chwilę, więc czasem jest nam trochę głupio, że musimy im odmawiać, ale naprawdę powinniśmy się też zająć pracą... W końcu przyjechaliśmy, żeby coś zrobić, a na razie to jest dla nas bardzo udany wyjazd, świetnie się bawimy, poznajemy ich kulturę, spotykamy się z najróżniejszymi ludźmi, głównie związanymi z ekologią, chcą nawet dla nas zorganizować river rafting! Pewnie nie będzie to tak ekstremalne jak podczas selection camp, ale i tak super! Uwielbiam tego typu sporty ekstremalne.

Dzisiaj spotkaliśmy się z dziećmi z eko-klubu i razem z nimi pracowaliśmy nad plakatami, żeby promować ochronę środowiska. Podzieliliśmy się na 3 grupy i moja zajęła się plakatami na temat jak dużo czasu musi upłynąć zanim np. plastikowa torba, skórka po bananie, szklana butelka czy styropian ulegną biodegradacji. Oraz przygotowywaliśmy 10 rad/rzeczy, które można zmienić w swoim codziennym życiu, żeby dbać bardziej o środowisko. Bardzo łatwe zadanie, już tyle razy na ten temat rozmawiałam, że te informacje mam w małym paluszku. (;

W środku pracy razem z kolegą wybraliśmy się do fabryki produkującej wyposażenie placów zabaw, parków, ponieważ planujemy zakupić kilka przedmiotów dla szkół. Mimo że jedna z nich jest w całkiem dobrym stanie to na zewnątrz miejsce, gdzie dzieci mogłyby spędzić przerwy lub wolny czas nie zachęca, nie ma tam ławek, a co szczególnie nas martwi, to brak koszy na śmieci. Niestety bardzo dużo dzieci, kiedy ma wybór pomiędzy wyrzuceniem śmieci na ziemię, a szukaniem kosza wybiera tą pierwszą opcję. Dlatego zależy nam na wyposażeniu szkół w dodatkowe kosze na śmieci. Mamy już dla nich kupione specjalne pojemniki do segregacji, ale one zostaną umieszczone w środku budynków. Nasze spotkanie przebiegło trochę nie po naszej myśli, ponieważ plan był tu wybrać kilka obiektów i dogadać się co do współpracy z tymi szkołami, a zamiast tego pan przedstawił nam swój pomysł na projekt wyposażenia szkół w różne sprzęty jak huśtawki, kosze na śmieci, ławki, donice na kwiaty, pojemnik do recyklingu, kosze do koszykówki kosztujący 3,500 euro z nadzieją, że zapoczątkujemy jego ideę i kupimy pierwsze zestawy dla szkół. Co dziwne jest pomysł, żeby to zrobić, ale jedynie pod warunkiem, że ta firma za darmo przygotuje komplet dla drugiej szkoły, zobaczymy co z tego wyjdzie. (;

Następnie wróciliśmy do szkoły, gdzie dostaliśmy w szkole typowy serbski, mięsny obiad i to było takie kochane, że oni starają się nas jak najlepiej ugościć, żeby wszystko nam się podobało! (osobiście, większości z tego co podali nie zjadłam, ale zamiast mięsa dostałam dodatkową porcję ziemniaków z kajmakiem.) Potem kończyliśmy nasze plakaty, ale zostaliśmy 'delikatnie' wyrzuceni ze szkoły, ponieważ zupełnie mi to wyleciały z głowy, że dziś jest piątek, więc ludzie chcieliby zacząć weekend. Dlatego musieliśmy wcześniej wrócić do hotelu. Próbowałam nauczyć moich niemieckich znajomych polskiego, mam nawet taką książkę o Polsce po polsko-niemiecku. I pierwszą rzeczą, którą nasz kolega przeczytał było 'Czy chcesz iść ze mną do pokoju?'

A potem znowu musieliśmy dyskutować i ustalać, mam wrażenie, że tego robimy najwięcej, zamiast naprawdę działać, ponieważ czasem wydaje mi się, że kilka osób ma trochę pesymistyczne nastawienie i zakłada z góry że coś nie wyjdzie... Ale mam nadzieję, że to tylko pozory. Cieszy mnie, że zwiedzamy Serbię, poza jedzeniem to bardzo podoba mi się ten kraj, ale to się trochę mija z naszym celem, dlaczego tu przyjechaliśmy. Pewnie jak rok szkolny się zacznie, to się to zmieni, bo wtedy będziemy mieli dużo pracy - różne prezentacje, oczyszczać środowisko i jeszcze zostaliśmy zaproszeni do Belgradu! Brakuje nam tylko czasu na wszystko (;

Dzisiaj, razem z innymi polskimi dziewczynami próbowałyśmy zamówić kolację w naszym hotelu, ale kelner nie rozumiał nas zupełnie! Cokolwiek mówiłyśmy to zawsze robił dziwną minę, więc wybrałyśmy po prostu płatki, które jemy na śniadanie i banana z lodami (co się okazało dopiero jak go przyniósł, bo myślałyśmy, że zamawiamy coś innego (; ).

Na koniec poszliśmy na spacer po Kraljevie i dzisiaj wybraliśmy miejsce na ślicznym tarasie na 5 piętrze jednego z kraljewskich hoteli z widokiem na całe miasto, koniecznie musimy tam przyjść w ciągu dnia, żeby podziwiać ten widok! To był naprawdę świetny wieczór, dużo śmiechu, jako że wszyscy mamy coś wspólnego - wszyscy jesteśmy z jednej rodziny - Pangaea Family. Wszyscy byliśmy na Selection Camps, mamy wspólnych znajomych z najróżniejszych krańców świata i tony opowieści do dzielenia. Zwłaszcza z naszym koordynatorem, który również pracuje dla Mike'a Horn'a, więc możemy się też dużo dowiedzieć co się właśnie dzieje z Pangaea i już teraz wiem, że ma być kolejne Pangaea Reunion w okolicach lutego, na które koniecznie jadę! Chyba muszę już zacząć odkładać kasę, bo wyjazd do Szwajcarii do najtańszych nie należy. (; A na to reunion muszę jechać koniecznie, bo na ostatnim nie byłam! Spróbowaliśmy kolejnych serbskich słodyczy, a potem poszliśmy na najlepsze lody w mieście, które naprawdę były wyśmienite! Po drodze spotkaliśmy też telewizję, która chciała z nami zrobić wywiad, ale po serbsku! Po mojej ostatniej próbie przy kolacji, kiedy męczyłam się, żeby zamówić normalną kolację bez mięsa, już dzisiaj nie mam ochoty szlifować mojej wiedzy o serbskim języku.

I jeszcze jedno na dobranoc, nasz hotel jest świetny, zadbany, bardzo nowoczesny z świetnym wyposażeniem, ale ma jeden minus - nasza toaleta rozwala się średnio za każdym razem jak ją używamy!

Laku noc!



Brat bliźniak mojego psa!


Ciężka praca. (;



Slatko !



Serbskie racuchy!

piątek, 26 sierpnia 2011

Clean-ups in the bikini.

Coraz trudniej jest mi wstać rano z łóżka jako że wracamy późno wieczorem do hotelu i po przyjściu mamy jeszcze mnóstwo pracy, pisanie blogów, upload zdjęć, zrobienie filmików no i przede wszystkim dyskusja nad tym co będziemy robić następnego dnia, mimo że w ciągu dnia mamy sporo zabawy, to jednak traktujemy ten projekt poważnie i chcemy do niego podejść profesjonalnie, więc dyskutujemy, dyskutujemy i dyskutujemy nawet w czasie odpoczynku.

Jak już wreszcie udało nam się zejść na śniadanie, to nie mówiący po angielsku kelner nie zrozumiał, że zamówiłam śniadanie i o mnie zapomniał... Sympatycznie. (;  Potem udaliśmy się na nasze pierwsze spotkanie tego dnia z dziećmi z eko-klub. Mimo że od wielu lat uczą się one angielskiego, to bardzo ciężko było nam się z nimi porozumieć i zamiast podać nam swoje pomysły, to bardzo chętnie przyjęli zaproponowane przez nas. Dlatego jutro rano zaczynamy z nimi współpracę i bardzo chcielibyśmy przyczynić się do tego, żeby zaczęli bardziej dbać o środowisko w swojej szkole. Cieszy mnie to, że są zaangażowani i chcą, żeby ich rówieśnicy zaczęli się troszczyć o naszą planetę.

Po jednym spotkaniu pojechaliśmy od razu na drugie, do przewodniczącego Ruchu Ekologicznego Ibar w Kraljevie. Po raz kolejny zostaliśmy bardzo serdecznie ugoszczeni, na początku 'slatko' tylko tym razem z innymi owocami. Oraz tradycyjne serbskie ciasta, ponieważ byliśmy w jego domu i razem ze swoją żoną bardzo się starali, żeby jak najserdeczniej nas ugościć. Pokazali nam swój domek i opowiadali o różnych serbskich rzeczach, ale wszystko po serbsku, mówiąc to z takim przekonaniem i pewnością, że my wszystko rozumiemy (;

Mieliśmy nawet okazję pograć w tenisa ziemnego, jako że jest to jeden z popularniejszych sportów tutaj dzięki ich zawodnikowi odnoszącym sukcesy. Nikt z nas nie był w tym za dobry, więc jakby ktoś patrzył na nas z boku, zapewne pomyślałby, że jesteśmy bardzo żałośni, ale my się tak świetnie bawiliśmy! Tyle śmiechu z powodu naszych ciągłych porażek. A nasi koledzy próbowali złapać rybę w bardzo małym stawie tak mniej więcej 1m x 0,5m z marnym skutkiem! Ryba uciekała im za każdym razem jak tylko się do niej zbliżały ich ręce. Pff, czy to są prawdziwi mężczyźni? W przeszłości, kiedy ludzie musieli żyć z polowania, na pewno nie dali by sobie rady. :D Co mnie również zaskoczyło/przestraszyło to moment, w którym przynieśli dwa ogromne robaki coś w stylu karaluchy i umieścili je w szklankach z wodą... ^^ super. :D

Następnie przyszedł czas na rzekę! Po grze w tenisa i generalnie upale w Serbii tylko o tym marzyliśmy, ale wcześniej musieliśmy zrobić coś dobrego dla środowiska, dlatego na całej trasie z domu przewodniczącego do rzeki zbieraliśmy śmieci i nawet jak dotarliśmy do rzeki to w naszych bikini dalej  kontynuowaliśmy zbieranie śmieci i koordynator naszego projektu śmiał się, że teraz ludzie będą woleli jechać do Serbii na clean up w bikini zamiast na ekspedycję hahahaha. :) ale to oczywiście nie prawda. Ekspedycje są niesamowite, właśnie na stronie możecie śledzić ekspedycję do Kanady, a aplikacja na ekspedycję do Amazonii jest już otwarta www.mikehorn.com

Jak już wyczyściliśmy oba brzegi rzeki, to mogliśmy spędzić resztę popołudnia nad rzeką, pływając, opalając się, odpoczywając i dalej dyskutując. I nagle nie wiadomo skąd na głowie naszego koordynatora znalazła się jaszczurka :D A największym zaskoczeniem były dla mnie niezliczone ilości mini żabek wszędzie! Z reguły boję się takich małych stworków, ale tutaj wyjątkowo aż tak bardzo mi nie przeszkadzały jak dowiedziałam się, że wiele wężów zamieszkuje te tereny. Potem pojechaliśmy w góry, żeby poznać trochę historii Serbii, obejrzeliśmy ruiny starego Kościoła i Zamku, ale zanim się tam dostaliśmy mieliśmy okazję trochę pochodzić po górach, tylko uprzedzili nas, że nie możemy zejść ze szlaku, bo na każdym kroku czyhają na nas węże, na pocieszenie dowiedzieliśmy się, że większość z nich nie jest groźna i trująca. Ale na szczęście/nieszczęście żadnego nie spotkaliśmy. (;

Po powrocie do hotelu, mimo że wszyscy jesteśmy bardzo zmęczeni i tak musimy jeszcze pracować, ustalić jak mają wyglądać plakaty, ponieważ chcemy zrobić z dziećmi wspólne czyszczenie rzeki, więc musimy przygotować plakaty reklamujące nasz projekt.

Kilka zdjęć, ale większość nie jest na moim aparacie, więc nie wiem kiedy będę mogła je dodać, ale niektóre są naprawdę niesamowite! Fauna i flora tutaj zapiera dech w piersiach, mimo że budynki są bardzo niezadbane. Jutro kolejny ciężki dzień przed nami, ale jest tak cudownie, że cieszę się z każdej chwili tutaj spędzonej!


W Serbii można kupić kupkę na mililitry. (;


Jedna ze szkół, w której pracujemy.


Ruiny zamku i Kościoła

czwartek, 25 sierpnia 2011

Tak blisko, a taka różnica!

Dzisiaj zaczęliśmy dzień od śniadania, które oczywiście nas zaskoczyło, jako że zamiast szwedzkiego stołu dostaliśmy menu, z którego mieliśmy sobie coś wybrać, jeden z uczestników, który przyjechał kilka dni wcześniej opowiadał, że pierwszego dnia, kiedy jadł śniadanie zamówił płatki i kiedy kelner zapytał się czy coś do tego poprosił o sok. I tylko tyle dostał. Suche płatki i szklanka soku. Żadnego jogurtu/mleka do płatków. Może w Serbii naprawdę jedzą płatki z sokiem? Przy dzisiejszym śniadaniu płatkowa sytuacja się znowu pojawiła, kiedy jedna koleżanka je zamówiła to kelner pytał czy mają być z mlekiem, jogurtem czy sokiem? Muszę się jutro zapytać naszego Serbskiego przewodnika, którym jest przesympatyczna absolwentka jednej z szkół, która wie prawie wszystko!! I jest takim kochanym człowiekiem, cały czas się nas pyta czy wszystko w porządku, przeprasza, że nie może nam więcej pokazać albo że za długo czekamy na posiłek. To jest takie miłe, ponieważ i tak jesteśmy jej bardzo wdzięczni za wszystko co dla nas robi i że spędza z nami tyle czasu! Ja zamówiłam salty pancakes without ham, lecz dostałam zimnego naleśnika, z zimnym serem i szynką posypany innym serem i polany ketchupem. ^^ taaak, pychotka. Ale za dużego wyboru to w sumie nie ma, dziewczyny wzięły dzisiaj typowe serbski śniadanie i bardzo się rozczarowały. ;)

Po posiłku mieliśmy spotkanie z przedstawicielką Geberit, dyskutowaliśmy jak chcemy, żeby nas dokument o Kraljevie wyglądał i na co powinniśmy zwrócić uwagę przy filmowaniu. Następnie wszyscy razem udaliśmy się do szkół, z którymi będziemy współpracować na spotkanie z dyrektorami i gronem pedagogicznym. Pierwsza szkoła była taka jak się spodziewałam, bardzo zniszczona po trzęsieniu ziemi, mimo że Geberit ślicznie wyremontował łazienki, klasy były w złym stanie, mnóstwo wyżłobień po odpadniętym tynku. W szkole spotkaliśmy grupę ludzi odnawiajacych szkołę, ale zajmowali się oni głównie oknami i renowacją fasady przy głównym wejściu. Mimo że szkoła zaczyna się równo za tydzień nic tam nie jest jeszcze gotowe. Dlatego pani dyrektor bardzo docenia naszą chęć pomocy, ale wszystko musi być tak jak ona sobie zaplanowała. Nie mogliśmy dać żadnych swoich pomysłów co do renowacji, ponieważ według niej wszystkie zmiany musi zatwierdzić rada rodziców... Dlatego prawdopodobnie jeżeli pani się zgodzi to będziemy odnawiać kilka klas lekcyjnych. Oprócz spotkania z dyrektorką, przyszli również dzieci z szkolnego koła ekologicznego bardzo podekscytowani na spotkanie z nami. Zrobiliśmy małą burzę mózgów i wymyśliliśmy kilka ekologicznych projektów, które chcemy zorganizować podczas naszego pobytu tutaj. Chcemy też zabrać dzieci do Parku Narodowego, żeby pokazać im piękno naszej przyrody (co w sumie głównie będzie dla nas atrakcją, ale oficjalnie nie możemy się do tego przyznać. :P Bardzo się cieszę, że mogę tu być i poznawać zwyczaje tutejszych ludzi. I jest to bardzo miłe uczucie, że oni są tak bardzo podekscytowani naszym przyjazdem i są na tyle chętni do współpracy, że nawet dzieci przychodzą do szkoły podczas swoich wakacji. Szczególnie było to widać podczas naszej wizyty w drugiej szkole, gdzie zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci. Oprócz obowiązkowej wizyty w odnowionych przez Geberit łazienkach, zostaliśmy bardzo szczegółowo oprowadzeni po calutkiej szkole, wchodząc do prawie każdej sali lekcyjnej i słuchając historii o każdej z nich! Jakby to było coś fascynującego, a nie tylko ławki z krzesłami... Co najbardziej mnie zaskoczyło to fakt, że obie szkoły, z którymi będziemy współpracować znajdują się obok siebie i mają wspólne boisko, a różnią się zupełnie, jedyne co jest podobne to odnowione łazienki! Druga szkoła, którą odwiedziliśmy zupełnie nie potrzebuje naszej pomocy przy renowacji szkoły, ponieważ oprócz sali gimnastycznej i boiska jest ona śliczna! Po trzęsieniu ziemi, cały sprzęt komputerowy został zniszczony, ale rząd zasponsorował im ponad 25 nowych sztuk komputerów. Klasy są śliczne, dobrze wyposażone, hole są odnowione, aż przyjemnie chodzi się po tej szkole! A co zaskoczyło mnie najbardziej to fakt, że mają kącik folklorystyczny, który wygląda jak typowy pokój serbski z przed około 100 lat! Ale dowiedzieliśmy się, że pojedziemy do muzeum, żeby zobaczyć więcej starych serbskich przedmiotów. Nauczyciele są szczęśliwi, że mogą nas tu gościć i chętnie oddadzą nam kilka swoich godzin lekcyjnych, więc czekają nas ciężkie dni pełne prezentacji o Pangaea, naszych krajach i nas samych, kiedy już rok szkolny się zacznie.

Co więcej, gościnność i nastawienie było trochę inne, przygotowali dla nas typowy słodki, serbski poczęstunek, o którym pisałam w liście rzeczy 'what to try' - Slatko! Moim zdaniem jest to kawałek brzoskwini zanurzony w słodkiej marmoladodżemowej masie, którą po zjedzeniu popijasz wodą. Bardzo smaczne, ale mieli rację - bardzo słodkie!! Dostaliśmy też tam 'obiad' - naleśniki na słodko, już drugie naleśniki jednego dnia, ale zdecydowanie lepsze!! Co mnie również zaskoczyło w Serbii to fakt, że często piją tutaj sok truskawkowy! Coś pysznego! Czemu w Polsce nie jest on na tyle popularny, żeby pojawiał mi się przed oczami, kiedy robię zakupy?

Następnie przyszedł czas na rozładowanie naszego busa, żebyśmy mogli go używać do podróżowania w Serbii, kiedy drzwi do naszego minivana zostały otwarte zrozumiałam dlaczego musiałyśmy jechać busem - tam zupełnie nie było miejsca do siedzenia!! Nawet nie było nic widać przez tylnią szybę, a oni i tak byli w stanie bez żadnych problemów dojechać z Szwajcarii cali i zdrowi! Wypakowanie tych ciężkich kartonów i posegregowanie i rozdzielenie ich dla dwóch szkół zajęło nam sporo czasu, ale było to takie miłe uczucie w środku, że jesteśmy w stanie tyle rzeczy ofiarować tym szkołą i to rzeczy naprawdę dobrej jakości, jak na przykład najnowsze kalendarze National Geographic i okazało się, że każdy z nas chciałby mieć taki w domu. :P

Potem powrót do naszego hotelu i kolejna rozmowa z cyklu 'what to do in the schools', doszliśmy nawet do kilku wniosków, ale najważniejsze jest to, że jutro mamy dwa kolejne spotkania, jedno z uczniami z ekologicznego kółka działającego w jednej z szkół, a drugie z szefem lokalnej organizacji ekologicznej.

Bardzo dziwi i martwi mnie fakt, że kolacje jemy całkiem późno wieczorem, dziś nasz posiłek znowu dostaliśmy około 21.30. Za to siedzieliśmy w miłej restauracji znajdującej się na statku na rzece Ibar, świetny klimat, dobre jedzenie, mimo że porcja jak dla dwóch osób, klimatyczna muzyka, tylko niestety wszędzie komary!! I teraz siedząc w pokoju po raz kolejny mam przyjemność poczuć, że bardzo mnie kochają i dosłownie na mnie lecą! W drodze do hotelu mijaliśmy basen, który ku naszemu zaskoczeniu jest dalej otwarty!! Można się w nim kąpać aż do północy i bardzo dużo ludzi z tego korzysta, my też koniecznie musimy się tam wybrać, bo wygląda to na świetną zabawę!

Przepraszam za wszystkie błędy, również te składniowe, zdjęć dziś też nie będzie, bo jest tak zmęczona, że tylko marzę, żeby wejść pod tą luksusową pościel i pospać kilka godzin, ponieważ jutro z rana kolejne przygody przed nami i może nawet kąpiel w zimnej rzece!

środa, 24 sierpnia 2011

no Kraljevo.

Oczywiście nie wszystko poszło tak gładko jak myślałam. :) Ale ostatecznie udało się i wreszcie siedzę w ślicznym pokoju hotelowym, nie spodziewałam się, że będziemy spać w takich warunkach!

Lecz zanim do tego doszło czekało na mnie dużo przygód juz pierwszego dnia. Miłego czytania. :)

wtorek, 23 sierpnia 2011

Już tylko kilka godzin...

Nie mogę uwierzyć, że już za parę godzin będę lecieć samolotem do Serbii! Tak szybko zleciał ten czas od momentu, kiedy dowiedziałam się, że jadę! To jest takie surrealistyczne! Teraz siedząc w moim kochanym pokoju w ogóle nie czuję, że jutro będę w innym kraju... Hmm... może tylko ta walizka leżąca na środku pokoju mi trochę o tym przypomina. I fakt, że muszę zaraz iść spać, ponieważ wstaję o 6 rano... I nieustanne próby zrobienia czegokolwiek, żeby zmniejszyć ciężar mojej walizki... Liczę tylko, że będę miała wystarczająco dużo szczęścia i na lotnisku nie będą ważyć mojego bagażu podręcznego i wszystko dobrze pójdzie!
Żadnych opóźnień, mój bagaż dotrze do tego samego miejsca co ja oraz szczęśliwie nas odbiorą z lotniska i razem pojedziemy do Kraljeva zacząć cudowną Serbską przygodę :)
Jeszcze tylko rano spakować ostatnie rzeczy, przygotować kanapki, milion razy sprawdzić czy mam paszport i w drogę na lotnisko! I następny post będzie już z naszego serbskiego, ekskluzywnego hotelu! Już się nie mogę doczekać na pierwszy spacer po tym mieście i na pierwsze zadania i przygody czyhające na nas, ale teraz czas spać, bo nie chcę zaspać na samolot. (;

Laku noc!

niedziela, 21 sierpnia 2011

Co spróbować/kupić w Serbii

Po pierwsze to nie mogę uwierzyć, że już za 2 dni o tej porze będę siedziała sobie razem z innymi Young Explorers w naszym hotelu w Serbii! To jest takie nierzeczywiste... Już się nie mogę doczekać!! Teraz ostatnie przygotowania, pakowanie, mój przewodnik po Serbii cały czas jest przy mnie, a w wyszukiwarce wpisuje tylko rzeczy związane z tym krajem. I znalazłam stronę, gdzie opisane są rzeczy 'Don't go home without'. Dlatego chcę tutaj napisać o produktach, które muszę spróbować/zobaczyć/kupić, żeby poczuć kulturę Serbii i jak ta lista będzie na blogu, to nie zapomnę o niczym. :)

Be aware though, if you are a vegetarian Serbia might not be the right place for you! - UPS :D


czwartek, 18 sierpnia 2011

20 urodziny - 20 krajów, które chcę odwiedzić.

Dzisiaj skończył się ten okres w moim życiu, kiedy mogłam siebie nazywać nastolatką, ale to nic złego, ponieważ wiem, że zrobiłam i uczestniczyłam w wielu ciekawych wydarzeniach i odwiedziłam sporo interesujących krajów.
Z okazji moich urodzin zrobiłam listę 20 krajów, do których bardzo chciałabym pojechać w ciągu następnych 20 lat, po tym okresie czasu sprawdzę i zobaczę czy udało mi się to zrealizować. :) W kolejności od tego państwa, o którym marzę najbardziej!

1. Chiny - marzenie odkąd pamiętam. Zawsze fascynował mnie swoim orientalizmem, tajemniczością i niedostępnością dla mnie. Pamiętam jak w dzieciństwie czytałam dzienniki ludzi tam mieszkających i zachwycałam się dosłownie wszystkim, chciałabym je przejechać wzdłuż i wszerz. Oczywiście marzy mi się zobaczenie Pekinu i pięknych zabytków, jak na przykład Wielkiego Muru, ale głównie chciałabym poznać prawdziwą tradycję i kulturę ludzi tam żyjących, zobaczyć jak wygląda dzień zwykłego mieszkańca małej chińskiej wioski oraz wypić z nimi herbatę. Muszę przyznać, że nienawidzę stoiska z magazynami podróżniczymi w empiku - ilekroć tam przychodzę i widzę jakiś artykuł o Chinach/Indiach/Japonii, to muszę go kupić! Chiny są również marzeniem mojej babci, więc mam nadzieję, że za parę lat będę mogła w stanie ją tam zabrać w podziękowaniu za wszystkie podróże, które dzięki niej odbyłam! Lecz najlepsze w tym marzeniu jest to, że niedługo naprawdę będę miała szansę je zrealizować! Właśnie zaczynam studiować kulturoznawstwo dalekowschodnie i na 3 roku jest możliwość pojechania na roczną wymianę do Chin, więc zrobię wszystko, żeby się na nią dostać. (;

2. Indie - pragnienie pojechania do Indii wywodzi się z pewnego okresu w moim życiu, kiedy oglądałam filmy prosto z Bollywood, wtedy zaczęłam się interesować tym krajem i bardzo chciałabym tam pojechać, ubrać się w sari i zobaczyć czy naprawdę można znaleźć ludzi tańczących na ulicach.

3. Japonia - zakochałam się w tym kraju przypadkiem. Sama nie wiem dlaczego, szukałam w Krakowie kursu orientalnego języka (docelowo chiński), ale że okazał się bardzo drogi, więc zdecydowałam się na japoński zafascynowana kulturą tego kraju i tym wszystkim co mówili mi znajomi. I tak jak już zaczęłam się uczyć języka to z dnia na dzień coraz bardziej chcę tam pojechać, żeby poznać tych wariatów, a najbardziej to bym chciała uczestniczyć w japońskim programie rozrywkowym - coś w stylu 'I survived a Japanese game show'! :D

4. Zimbabwe - pierwszy afrykański kraj, którym mnie zaciekawił, kiedy jako jeszcze bardzo młoda osoba, na oko 11 lub 12 lat, zaczytywałam się w książki o nastolatkach, tam dziewczyny musiały zrobić prezentacje na temat kraju, którego nazwa zaczyna się na pierwszą literę ich nazwisk, a że była to litera 'Z' to miały dość ograniczony wybór i zdecydowały się na Zimbabwe - dlatego z sentymentu do mojego dzieciństwa, pierwszym typowo afrykańskim, jeszcze nie tak bardzo odwiedzanym przez turystów krajem, który chciałabym zobaczyć jest Zimbabwe

5. Rosja - będąc w podstawówce, może w 3 klasie, poznałam przesympatyczne Rosjanki, które kilka razy mnie odwiedzały, zaprzyjaźniły się z moją rodziną i jeszcze do dziś utrzymujemy kontakt, jesteśmy tam zaproszeni, ale moi rodzice z nieznanych mi przyczyn nie chcą mnie jeszcze puścić do tego kraju. :(

6. USA - myślę, że powód jest prosty, naoglądałam się za dużo tych wszystkich amerykańskich filmów/seriali i teraz po prostu chcę na własne oczy to wszystko zobaczyć. I oczywiście Upper East Side. I Brooklyn.

7. RPA - od zeszłego roku, kiedy poznałam bardzo sympatyczne osoby z tego kraju, chciałabym się z nimi znowu spotkać i zobaczyć piękne środowisko, w którym żyją.

8. Australia - kangurki! piękna natura i zwierzęta!

9. Singapur - po pierwsze mam tam cudownych znajomych! Za którymi tęsknie i bardzo chciałbym je spotkać! Po drugie, przeczytałam gdzieś, że w tym kraju można znaleźć kawałeczek trzech moich ukochanych krajów. (;

10. Malezja - znowu - znajomi!  a poza tym chciałabym tam nauczyć się nurkować, mimo że jeszcze nigdy tego nie robiłam, bo snorkeling się nie liczy.

11. Kuba - Dirty Dancing 2!

12. Wyspa Wielkanocna - Zainspirowana przez 'Dzienniki z podróży' pisane przez Blondynkę - Beatę Pawlikowską. Po przeczytaniu jej książki bardzo bym chciała poznać tych ludożerców (ale się z nimi zaprzyjaźnić, a nie stać się ich kolacją!) i zobaczyć kamienne posagi.

13. Austria - Wiedeń, Innsbruck, Graz -> pierwsze miasto ze względu na architekturę, drugie, żeby spotkać się z moją kochaną roommate z zeszłorocznego obozu w Szwajcarii, a trzecie, aby poimprezować z moimi nowymi, austriackimi znajomymi, z którymi ostatnio spędziłam cudowny weekend w Krakowie!

14. Korea Północna - bardzo bym chciała odwiedzić i to jak najszybciej, tam się właśnie dzieje historia, coś o czym uczyłam się przez lata, nie wierzę, że w dzisiejszych czasach możliwe są jeszcze takie komunistyczne warunki, chciałabym to zobaczyć na własne oczy, poznać ten kraj od środka, zobaczyć czy to co o nim piszą jest prawdą.

15. Pakistan - Himalaje! Chciałabym się wspinać po górach tam, podziwiając mieszkańców tego regionu oraz piękne środowisko. Ale jednak przede wszystkim wspinaczka!!

16. Antarktyda - ekspedycja tam jest wielkim wyzwaniem, a ja wyzwania lubię i chciałabym się sprawdzić i zobaczyć czy dałabym radę przetrwać w takich warunkach, które tam panują.

17. Brazylia - spływ kajakiem przez Amazonkę! Płynąć omijając głodne aligatory i przedzierając się przez las pełen groźnych zwierząt! Jeszcze nie jestem gotowa na taką wyprawę, za bardzo się boję, ale wierzę, że za paru lub parenaście lat, będę na tyle dzielna i miała w sobie wystarczająco dużo odwagi, żeby się tam wybrać.

18. Norwegia - fiordy! Na liście krajów do zwiedzenia dzięki mojej mamie, która się bardzo zachwyciła kulturą i krajobrazem, że aż zaczęła się uczyć ich języka. (;

19. Grecja - głównie przez różnorodne filmy, np. Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów, które pokazało urocze, greckie uliczki i możliwość długich spacerów z widokiem na wodę.

20. Dania - ostatni kraj na mojej liście jako że chciałabym się tam wybrać do... Legolandu! (;

To jest tylko lista krajów, ale poza ich zwiedzaniem mam nadzieję, że najbliższe 20 lat będzie pełne przygód, ekstremalnych wypadów i wyczynów i spełniania marzeń, jak na przykład skok ze spadochronem czy skok na bungee, do których dalej potrzebuje odwagi!

środa, 17 sierpnia 2011

Spływ kajakiem. (; - piękne Kaszuby

Podróże, to nie tylko dla mnie zwiedzanie różnych części świata, ale też przygody i sporty w naszym pięknym kraju - Polsce. Mam to szczęście, że mieszkam w ślicznej krainie tego kraju - na Kaszubach i jest tu dużo możliwości spędzania czasu na łonie natury. Dzisiaj skorzystałam z bogatej oferty tego regionu i wybrałam się na spływ kajakiem po lokalnej rzeczce.
I muszę napisać jedno - nasz kajak był pijany. Naprawdę. Albo bardzo tęskni za krzakami/tatarakiem/jakimkolwiek brzegiem. Ilekroć starałyśmy się płynąć prosto, to on i tak kierował się w stronę brzegu. Dlatego przez pierwszą część spływu, co chwila nasz kajak stawał w poprzek rzeki, blokował się pomiędzy jej dwiema stronami albo znajdywał sobie przyjemne miejsce w krzakach/przy drzewie. I też bardzo lubił płynąć pod nisko zwisającymi gałęziami! Mówiąc krótko - cały czas starał się umilić nam drogę. Generalnie nie miałam nic przeciwko, przynajmniej było ciekawiej, trzeba było się napracować, a nie tylko spokojnie wiosłować, ale zaczęło to trochę męczyć moją współtowarzyszkę. Szczególnie kiedy musieliśmy przepłynąć przez jezioro. Wylądowałyśmy się na środku jeziora i nasz kajak się zbuntował. Kiedy w ogóle nie wiosłowałyśmy, to on zaczął się kręcić w okół własnej osi... Na szczęście po przygodzie z jeziorem zrozumiałam jak można nim sterować, co było bardzo męczącym zadaniem, ponieważ najcięższą pracę musiałam wykonać ja, żeby kajak dobrze płynął trzeba było użyć bardzo duży siły podczas jednego zamachu wiosłem, ale starałam się być dzielna i nie poddawać i ostatecznie dałyśmy radę! Tylko teraz ledwo mogę pisać, ponieważ boli mnie każdy mięsień moich rąk oraz plecy, a poza tym chyba trochę się spiekłam, bo pogoda nam dopisała! Zaświeciło dla nas słoneczko!
Ale oprócz pijanego kajaku, to rzeka również przygotowała nam niespodzianki. Musieliśmy się przedostać przez kładkę na wodzie, która była zawieszona bardzo blisko poziomu wody i żeby się przedostać musieliśmy się całkowicie schować do kajaków i liczyć na szczęście, że uda się przepłynąć. Leżenie w pełnym wody kajaku, to najprzyjemniejszych rzeczy nie należy, ale z sukcesem zakończyliśmy misję - przepłynąć pod kładką. Ale doszliśmy do wniosku, że dla niektórych osób, którzy są trochę większej postury, to mogłoby być bardzo problematyczne i jedynym wyjściem, żeby dalej kontynuować spływ byłoby wyciągnięcie kajaka z wody i przeniesienie go na drugą stronę kładki - niezbyt ciekawa perspektywa jak na spływ kajakiem. ;)
Dzień muszę zaliczyć jako jeden z bardziej sympatycznych podczas tych wakacji, nawet woda nie była brudna, więc można było spokojnie do niej wejść (np. po to, żeby popchnąć kajak, który utknął między korzeniami...) oraz widoki po drodze, krówki i inne zwierzęta oraz cudowna przyroda sprawiły, że ten wyjazd był jeszcze przyjemniejszy!
Już się nie mogę doczekać kolejnej przygody! Mam nadzieję, że cały wyjazd do Serbii będzie pełen emocji, przygód i nowych doświadczeń, a wyjazd już za 5 dni! (;

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

I jeszcze Wilno! Hip hip hurra!

Kolejne dobre podróżnicze wieści! Jadę do Wilna!! 14-17 października ruszamy w trasęęę. :) Również tym razem z firmą Simple Express, która ma aktualnie promocyjne bilety na wszystkie trasy, ale liczba ich jest bardzo ograniczona, więc trzeba się spieszyć. Moja koleżanka już nie zdążyła kupić biletu na tę trasę co ja, więc bilety rozchodzą się jak świeże bułeczki. ;)
Myślę sobie, że życie studenckie staje się coraz fajniejsze. Wszystkie weekendy listopadowe i większość październikowych jest już zaplanowana, tylko pojawia się problem - kiedy ja będę miała czas na naukę?! W końcu zaczynam drugi kierunek i będę musiała się regularnie uczyć chińskiego i japońskiego... Ale myślę, że dla chcącego nic trudnego, a mi na podróżach zależy i teraz póki jestem młoda, to mogę korzystać z życia i z okazji, które daje mi los. :)
Najlepsze dla mnie uczucie jest to, że zachęciłam moich znajomych do podróży i teraz jest tylko pytanie gdzie, kiedy i za ile jedziemy? I każdy z nas chce, żeby to było spontanicznie, a to jest najlepsze w podróżach. Kocham studia, Kraków, góry i podróże i już się nie mogę doczekać kolejnej przygody

bo za 8 dni jadę do Serbii. (;

piątek, 12 sierpnia 2011

Pangaea - początek mojej wielkiej przygody

copyright Mike Horn

Podróżowałam odkąd pamiętam, czyli kiedy byłam bardzo mały dzieckiem. Pamiętam nawet moją pierwszą podróż pociągiem, kiedy jeszcze jeździły one na trasie Kartuzy - Gdańsk, to była wiekopomną chwila symbolizująca moje przywiązanie do pociągów, ponieważ teraz jest to jeden z najczęściej wybieranych przeze mnie środków transportu, który zawsze chce spędzić ze mną więcej niż planowo czasu i ochoczo opóźnia swój przyjazd do stacji, do której zmierzam. :) Ale dziś nie o pociągach, dziś o przygodzie, która zmieniła mnie i sprawiła, że podróżuje więcej.

Zaczęło się to wszystko w czerwcu 2009 roku, kiedy przyłączyłam się do YEP community -> Pangaea YEP i zaczęłam się interesować programem Pangaea Young Explorers, który jest organizowany przez Mike Horn'a znanego na całym świecie podróżnika, który na swoim koncie ma wiele ekstremalnych ekspedycji, m.in. do Amazonii, na Biegun Północny oraz używając tylko siły swoich mięśni okrążył świat wzdłuż równika. W 2008 roku Mike rozpoczął program zwany Pangaea czyli PAN Global Adventure for Environemental Action - 4 letni cykl 12 ekspedycji do najdalszych i najpiękniejszych zakątków naszego Globu dla młodzieży w wieku od 15 do 20 lat z całego świata. Aktualnie jeszcze przez dwa dni trwa rekrutacja na już 10 ekspedycję tym razem do USA. Dlatego jeżeli jesteś w wieku od 15 do 20 lat, troszczysz się o środowiska, jesteś gotowy na świetną przygodę i ekstremalne sporty, dobrze mówisz po angielsku to już dziś zarejestruj się w YEP community i wypełnij aplikację! Wejdź w ten link -> Aplikacja na ekspedycję do USA dokładnie przeczytaj, a potem kliknij 'I'm ready to proceed' i wypełnij formularz. :) W razie jakichkolwiek pytań, chętnie odpowiem.
Po zakończeniu procesu aplikacji team Mike'a Horn'a wybiera 16 najlepszych z całego świata, kierując się nie tylko formularzem, ale również profilem w Yep Community oraz nieobowiązkowym krótkim filmikiem o sobie (który można jeszcze nakręcić po 14 sierpnia). 16 wybranych osób zapraszają do Chateau-d'Oex - ślicznej miejscowości w Szwajcarii, gdzie odbywa się 10 dniowy Selection Camp podczas, którego młodzież poddawana jest różnym testom fizycznym, uczestniczą w warsztatach, ale przede wszystkim dobrze się bawi!! Na moim obozie uczestniczyliśmy m.in. w river rafting, canoeing, jeździe konnej, paragliding!!, abseiling i wielu wielu innych ekscytujących sportach! Na koniec obozu odbywa się słynny dwu dniowy rajd, podczas którego jeździ się na rowerach, dużo wspina i wykonuje różne niesamowite zadania, to wszystko powinnam już niedługo opisać na blogu. :) Ostatniego dnia 8 osób jest wybieranych na ekspedycję.
Wszystkie koszta są pokrywane przez team, nawet przelot do Szwajcarii, więc bardzo serdecznie polecam spróbować teraz zaaplikować! Jeżeli się nie uda dostać na tę ekspedycję, to zostały jeszcze 2 ekspedycje na które można będzie próbować wyjechać. :)
Głównym motto Pangaea jest Explore, Learn and Act i jeżeli kręcą Cię podróże i nowe przygody, to Projekt Pangaea jest idealny dla Ciebie. I jak to ciągle nam powtarzali przy mojej aplikacji:

No experience is required to have the best adventure of your life! (;

czwartek, 11 sierpnia 2011

Ryga, Ryga - here we come!

Ryga (;

To była bardzo spontaniczna decyzja uwarunkowana pragnieniem podróży do miejsc jeszcze mi nieznanych. W poszukiwaniu tanich biletów na weekend listopadowy znalazłam super okazję - Warszawa - Ryga - Warszawa za 48 zł. Chwila zastanowienia i decyzja podjęta! Jadę!
Tylko trzeba było jeszcze wybrać odpowiedni termin, zdecydowałam, że najlepiej będzie przed rozpoczęciem kolejnego roku akademickiego, 24 przyjeżdżam do Krakowa, więc 25 mogę już jechać w nieznane!
Bilety kupione, jedziemy 25 września wieczorem, o 4:35 jesteśmy na Litwie, tam przesiadamy się na inny bus i jedziemy już prosto do Rygi i planowo powinniśmy być o 9.20 na miejscu. Zdecydowaliśmy, że 4 dni wystarczą na zwiedzenie miasta, więc wracamy 29 wieczorem, ponad 11 godzin w autobusie i o 6.05 znowu Warszawa. :)
Mam nadzieję, że wszystko się uda i szczęśliwie dojedziemy. Teraz tylko trzeba znaleźć jakiś nocleg, ale myślę, że to problemem nie będzie! Poszukamy jakiegoś noclegu na couchsurfingu, może ktoś nas przygarnie ;)
Jedziemy autobusem firmy Simple Express, który oferuje tanie bilety do m.in. Wilna, Talinu, Rygi, St. Petersburga, może ktoś z Was kiedyś będzie się chciał wybrać w te rejony, a firma ta ma od czasu do czasu różne promocje, np. moi znajomi kupili bilety do Wilna za 12 zł, ale liczba promocyjnych biletów na każdy kurs jest ograniczona. :)
Ale się cieszę, że te cudowne wakacje pełne przygód zakończę jeszcze jednym wyjazdem, nigdy nie byłam w tej części Europy, więc mam nadzieję, że ta firma autobusowa okaże się bardzo w porządku i będę mogła z nią pojechać również do Wilna czy też Talinu.
Natomiast teraz powinnam się skupić na wyjeździe do Serbii, ponieważ mamy tam robić dokument na temat miasta, w którym będziemy - Kraljeva - oraz jego mieszkańców lub problemów ekologicznych, które tam występują. Oczywiście przewodnik po Serbii już jest w mojej kolekcji i teraz muszę go dokładnie przestudiować, ponieważ wylot już za 12 dni! Nie mogę się doczekać! W tej części Europy też nigdy nie byłam. ;) Same nieznane miejsca odwiedzam w te wakacje, chciałabym, żeby tak było co roku... Chociaż najbardziej, to chciałabym pojechać do Chin albo do Japonii albo do Indii.. Ale wierzę, że jak będę na 3 roku kulturoznawstwa, to uda mi się pojechać na roczną wymianę do Chin, dlatego muszę pilnie uczyć się języka! Mam wrażenie, że jak już będę na rok w Chinach, to będzie mi zdecydowanie łatwiej wyruszyć w podróż do Japonii i Indii. :D
Dlatego na przyszłe wakacje bardzo chciałabym znaleźć wolontariat w Afryce, może nawet być na 3 msc, byleby jakaś organizacja pokryła koszty przelotu... Na razie pomimo długich poszukiwać nic takiego nie znalazłam, ale dalej wierzę, że się uda. ;)

środa, 10 sierpnia 2011

Born To Be Wild - to już jest koniec!

To już jest koniec Born To Be Wild :(

Born To Be Wild - part 7

Dwa ostatnie dni naszego wyjazdu miały być przeznaczone na skoncentrowanie się na ekologii oraz ewaluacji wymiany, czy wszystko było tak jak chcieliśmy, czy spełniliśmy nasze oczekiwania, co nam się podobało a co nie. Dlatego w poniedziałek oczywiście po kolejnym energizerze ;), mieliśmy się zastanowić jak możemy wykorzystać różne śmieci i przerobić je na pożyteczne przedmioty. Kilka osób robiło portfele, niektórzy instrumenty muzyczne, a inni klapki :D. Nie za bardzo przypasowały mi te warsztaty, ponieważ mam zupełnie inny styl i raczej nie będę używać home-made portfela, więc zdecydowałam, że będę robić bransoletki, ale zamiast śmieci użyłam sznurek. ;) Ku mojemu zdziwieniu nawet się innym osobom podobały!
Potem mieliśmy obiad oraz następne warsztaty, na które z powodu deszczu udaliśmy się do pobliskiego zadaszonego budynku, który był oddalony od naszej bazy o dwa mosty. Siedzieliśmy tam i myśleliśmy o najgorszej dla środowiska osobie, która robi wszystko, żeby je zanieczyścić, np. na śniadania lata odrzutowcem do innego kraju albo sprowadza wszystko z najdalszych krańców świata. Potem o osobie, która bardzo troszczy się o naturę i wszystko sama przygotowuje. Żywi się tym co urośnie w ogródku, sama szyje dla siebie ubrania, myje się w wodzie, którą uzbiera podczas deszczu i używa wszystkich kosmetyków, past do zębów, która sama przygotuję używając różne zioła. Przychodziły nam do głowy naprawdę ekstremalne pomysły. :) Na koniec porozmawialiśmy o osobie, która dba o środowisko w zrównoważony sposób, nie jest eco-freak, ale stara się segregować śmieci, nie marnować niepotrzebnie energii itp.
Kiedy już mieliśmy przejść do kolejnej części warsztatów przybiegła koleżanka i powiedziała, że musimy jak najszybciej się stąd ewakuować, ponieważ rzeka wylała i zalała most!

Nasz zalany most ^^

Musieliśmy jak najszybciej się przez niego przedostać, co nie było takie proste, ponieważ rzeka płynęła bardzo szybko i do tego jeszcze bardzo mocno padało. Ukryliśmy się pod dachem górskiego hotelu i z przerażeniem czekaliśmy aż przestanie padać, ponieważ musieliśmy przejść przez jeszcze jeden most, który raz już się nam zarwał, więc obawialiśmy się, że może tych warunków pogodowych nie wytrzymać... Ponad to baliśmy się o nasze namioty, czy będziemy mieli jak spać czy może przypadkiem zalało nas całkowicie... Po około 2 godzinach czekania, razem z kilkoma osobami zdecydowaliśmy się wrócić na bazę. Przeprawa przez most była dla mnie 3krotnie bardziej stresująca niż zwykle, ale na szczęście się udało! Nic się nie zawaliło, tylko było bardzo chwiejnie i ślisko. I jeszcze okazało się, że nasze rzeczy są w miarę w dobrym stanie, śpiwory nie przemokły! Tylko mieliśmy małą rzeczkę na środku namiotu... ;)
Zebraliśmy się w kuchni, zjedliśmy prowizoryczną kolację i graliśmy we włoską karcianą grę - Briscola! Moi włoscy znajomi byli pod wrażeniem, że tak szybko załapałam reguły gry i byłam w stanie nawet z nimi wygrać. :D
Stopniowo, powoli inni uczestnicy zaczęli wracać na bazę i zaczynał się kolejny taki sam wieczór przy ognisku i gitarze, z jedną różnicą, że graliśmy jeszcze w grę sprawdzającą stopień zbliżenia z innymi ludźmi na wymianie. Lecz pogoda nas bardzo zmęczyła i zdecydowanie za wcześnie wszyscy poszliśmy do naszych 'ciepłych łóżek'. :)

wtorek, 9 sierpnia 2011

Born To Be Wild - part 6 - horse riding

Niedziela jako dzień wolny zdecydowanie zapisała się w historii Born To Be Wild jako najbardziej zwariowany i nieogarnięty dzień.
Każdy wstał o której chciał i robił, to na co miał ochotę, dosłownie. Jak się obudziłam, wzięłam standardowy zimny prysznic w strumieniu, zjadłam śniadanie i nie za bardzo wiedziałam co ze sobą zrobić. Większość osób 'zniknęła' z bazy. Z tego co słyszałam, to ktoś spał, kilka osób poszło do górskiego hotelu, który znajdował się niedaleko, żeby wziąć gorący prysznic. Nie mogłam tego zrozumieć. Przyjechaliśmy tu, żeby pobyć z dala od cywilizacji i zgodnie z naturą przez te 10 dni, to nie jest jakoś specjalni długi okres czasu, a strumień z czystą wodą na bazie był. ^^ Moim zdaniem da się wytrzymać przez 10 dni biorąc kąpiel w zimnej wodzie, kiedyś w dawnych czasach ludzie tak żyli. Ale myślę, że tak się stało, ponieważ uczestnicy z różnych powodów przyjechali na tę wymianę i dla niektórych ekologia i życie zgodnie z naturą nie było priorytetem. Dla mnie to był powód, dla którego zdecydowałam się tam przyjechać. :)
Na szczęście na bazie był jeden mój kolega, który grał na gitarze, więc postanowiłam do niego dołączyć i dostałam darmową lekcję gry. :D Bardzo chciałabym umieć grać na gitarze, już w zeszłym roku próbowałam się nauczyć, ale zabrakło mi czasu, ale w te wakacje idzie mi znacznie lepiej. :)) Może już niedługo na jakimś rajdzie w góry będę umiała zagrać 'Morskie opowieści' :D
Potem mieliśmy obiad oraz dostałam możliwość pojechania na konie! :) Jako że w zeszłym roku jak byłam w Szwajcarii miałam przyjemność jeździć konno, więc oczywiście skorzystałam i pojechaliśmy z dziewczynami z bazy do pobliskiej wioski, ale organizatorzy KONIECZNIE kazali nam wrócić na 19.30 i MUSIMY zdążyć, ponieważ wtedy jest kolacja, a o 20.00 mamy jakieś warsztaty. Dlatego trochę się spieszyliśmy i stresowaliśmy czy zdążymy na czas, ponieważ na konie trochę czasu zajmuje dojazd, przygotowanie koni i jeszcze godzina jazdy... Nawet osoba, z którą jeździliśmy pytała się czy może skrócić trochę czas jazdy, żebyśmy zdążyli, ale zadecydowaliśmy, że jeździmy całą godzinę, ponieważ im dłużej się jeździ tym jest fajniej i słusznie zrobiliśmy!
Jazda konna była cudowna! Mój konik był bardzo ambitny, jest przyzwyczajony, że zawsze jeździ na przodzie, ale tym razem musiał jechać jako drugi i cały czas próbował wyprzedzić prowadzącego konia. A musiał jechać drugi, ponieważ pojechaliśmy dużą grupą, a w tej stadninie jest tylko 7 koni, z tego na jednym nie jeżdżono od roku, więc na nim musiał jechać nasz 'przewodnik'. Na szczęście wyruszyliśmy w plener, mimo że kilka osób po raz pierwszy jeździło konno.Trasa była bardzo ciekawa, kłusowaliśmy nawet w lesie pomiędzy drzewami, mój koń był bardzo mądry, ale nie przejmował się mną i tym, że moje nogi mogą zahaczyć o drzewa ^^ Jechaliśmy przez błoto, polane i mogliśmy choć trochę podziwiać piękno przyrody. Oraz ku mojemu zdziwieniu nikt nie spadł z konia! Nasz przewodnik był bardzo zdziwiony, że nam tak dobrze poszło. :)
Następnie musieliśmy się pożegnać i szybko wracać na bazę, ale i tak się spóźniliśmy... Zestresowani przychodzimy, a tam nic się nie dzieje zgodnie z planem... Ludzie sobie grają w badmingtona, niektórzy idą na spacer, a kilku biega po bazie i robi dziwne rzeczy, ponieważ pod naszą nieobecność, w środku dnia niektórzy już zdążyli się trochę napić ;) Więc zupełnie niepotrzebnie się spieszyliśmy! Oczywiście o 20.00 nic się nie działo, ponieważ niektórzy nie byli już w stanie uczestniczyć w warsztatach, więc graliśmy w karty, badmingtona, siedzieliśmy przy ognisku. Nasz kucharz 'zapomniał' o kolacji, więc dopiero około 22.00 na wesoło nam coś przyrządził, mi osobiście bardzo smakowało, ale byłam jedną z nielicznych osób. Może dlatego, że wszyscy widzieli jak ta kolacja była robiona i podświadomie nie mogli uwierzyć, że w takim stanie można coś dobrego ugotować. :D
Nasz 'wesoły' dzień każdy zakończył o innej porze, ale już następnego dnia, punktualnie o 9.30 znowu zaczęliśmy warsztaty, jedne z najciekawszych moim zdaniem, ponieważ o ekologii, ale kilka osób było w bardzo zamulonym nastroju. ;)

Ja i mój konik. :)

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Born To Be Wild - part 5 - Łemkowski Festiwal


W sobotę organizatorzy postanowili zabrać nas na Łemkowski Festiwal, żebyśmy trochę poznali kulturę mieszkańców Beskidu Niskiego.Łemkowie są grupą etniczną pochodzenia wschodniosłowiańskiego. Festiwal ten znajdował się ok 10 km od naszej bazy namiotowej. Niby niedaleko, ale zważając na fakt, że musieliśmy dostosować się do tempa wszystkich ludzi szliśmy tam całe 2 godziny. Uważam, że to był bardzo miły spacerek z prostego powodu, iż przyjechałam na tę wymianę z nastawieniem, że będziemy dużo chodzić po górach skoro kazali nam wziąć 'good hiking shoes', lecz się rozczarowałam, chodzenia po górach nie było wcale. :( Szkoda, ponieważ Beskid Niski ma wiele do zaoferowania podróżnikom, trasy są śliczne i każdy znajdzie coś dla siebie, ponieważ są one dostosowane do różnych możliwości ludzi. No trudno, ja wiem, że jak się zacznie rok akademicki, to znowu wyruszę w trasę w góry z moim klubem turystycznym, więc pewnie Beskidy znowu odwiedzę, ale ludzie z Włoch czy Portugalii mogą żałować, że nie mieli okazji podziwiać pięknego krajobrazu Beskidu Niskiego.
Kiedy wreszcie dotarliśmy na festiwal byłam bardzo zaskoczona jego wielkością! Myślałam, że jest to coś w stylu festynu miejskiego, a tu się okazało, że odbywał się on na ogromnym polu, wstęp był sporo płatny, obok były porozstawiane namioty, w których spały tłumy ludzi! Ludzie z różnych części Polski oraz z innych krajów specjalnie przyjechali, żeby podziwiać kulturę Łemków lub żeby spotkać się z innymi Łemkami.
Muszę przyznać, że 'Łemkowska Watra' (bo tak festiwal się nazywał) był bardzo dobrze przygotowany. Można było zobaczyć oraz kupić typowe dla Łemków przedmioty, które cechowały ich kulturę oraz posłuchać dobrej muzyki i potańczyć.
Siedzieliśmy tam kilka dobrych godzin, ponieważ zespoły były świetne, lecz najbardziej chłopakom podobał się zespół z Ukrainy - przyjechały cheerleaderki ubrane w skąpe stroje, więc chłopacy byli przeszczęśliwi i zrobili im mnóstwo zdjęć. ;) Moi ulubieni koledzy z Włoch kazali mi nauczyć ich jak po polsku mówimy 'zakochałem się w Tobie' ;) I potem próbowali to krzyczeć do dziewczyn, ale z marnym skutkiem. :D
A jeden Włoch już do końca wyjazdu ćwiczył na mnie swoje polskie umiejętności językowe mówiąc mi, że się we mnie zakochał i niestety część osób z obozu naprawdę w to uwierzyła :D Leniwe upłynął nam ten wieczór i na szczęście organizatorzy zdecydowali, że zrobią kilka kursów samochodem, żebyśmy nie musieli nocą chodzić po lesie. Ja chętnie z tego skorzystałam, ponieważ byłam bardzo zmęczona i tylko marzyłam o moim cudownym śpiworze w przytulnym namiocie. ;))
Lecz zanim dostałam się na bazę samochód utknął w błocie i musieliśmy pomóc go ratować. Lecz potem już tylko przejście po moimi znienawidzonym, belkowym, rozwalającym się mostku, sprawdzenie czy żaden robak nie ma ochoty spędzić ze mną nocą i zasłużony długi sen, ponieważ następny dzień był Dniem Wolnym, więc nie mieliśmy żadnych obowiązkowych warsztatów. Juhu. :)

piątek, 5 sierpnia 2011

Born To Be Wild - part 4

'You will sleep this night in the shelters which you will build by yourselves.'

Kiedy to usłyszałam, to nie mogłam uwierzyć. Naprawdę? Będziemy spać pod gołym niebem? Moje uczucia były bardzo mieszane, z jednej strony świetne doświadczenie, od dawna chciałam to zrobić, ale z drugiej... Hmmm.. Pogoda przez ostatnie dni nam nie dopisywała. ;) Codziennie padał deszcz...

czwartek, 4 sierpnia 2011

Born To Be Wild - part 3 - Bella ciao!


Chumbawamba - Bella Ciao!

Tak, to był nasz kolejny, włoski 'przebój' wyjazdu. ;)

A poznaliśmy go na drugim wieczorze naszej wymiany - międzynarodowym wieczorze.

środa, 3 sierpnia 2011

Born To Be Wild - part 2 - big, fat pony :D

'What what? In the butt!' Nie wiem kto pierwszy to powiedział, wydaje mi się, że nasz kucharz, ale w każdym razie za każdym razem, gdy ktoś się spytał 'What, what?' dostawał taką samą odpowiedź. ;) I tak przez caaaały wyjazd. :D

Ale wracając do początku, już pierwszego wieczoru dowiedzieliśmy co będzie nam towarzyszyć podczas tej wymiany - najróżniejsze gry, 'energizery', group building activities i tym podobne. Niektóre wpadały w ucho, a o innych chciało się jak najszybciej zapomnieć. Pierwszego wieczoru robiliśmy różne zadania, żeby spróbować się poznać bliżej albo zapamiętać imiona, ale moim zdaniem - z marnym skutkiem. :D
Potem posiedzieliśmy przy ognisku, dalej próbując się lepiej poznać, ale w sumie wszyscy szybko poszli spać, zmęczeni po długiej podróży.
Następnego ranka coś czego obawiałam się najbardziej jadąc na ten wyjazd czyli PRYSZNIC. :D
Teoretycznie na bazie był prysznic, ale w praktyce wyglądał on niezbyt zachęcająco, więc z dwojga złego wybrałam strumień. Pierwszego dnia woda była czyściutka i nie aż tak zimna, więc 'całkiem' przyjemnie się kąpało, ale to też chyba przez nastawienie, że to jest nowe wyzwanie i w ogóle. Potem było już tylko gorzej. :D
Potem śniadanie i równo o 9.30 zaczęliśmy program (nasz organizator był bardzo dokładny jeżeli chodzi o godzinę rozpoczęcia porannych zajęć :D). Zaczęliśmy od jakiegoś energizer'a nie pamiętam, który to był dokładnie, ale muszę przytoczyć słowa jednego z nich, które cały czas chodzą mi po głowie. :)

'Here comes the one and only,
Riding on a big fat pony,
Here comes the one and only,
We gonna have a party!

Front, front, front banana,
Back, back, back banana
Side, side, side banana
we gonna have a party'

Podczas pierwszej części piosenki jedna osoba biega w kółku udając konika, a podczas drugiej tańczy z wybraną przez siebie osobą i następnie razem biegają w kółku - naprawdę komiczne! To trzeba zobaczyć. :D

Potem team przedstawił nam program wymiany, co będziemy robić przez te 10 dni oraz wspólnie dyskutowaliśmy na temat tego, jak chcielibyśmy żeby nasza grupa się zachowywała, czego nie chcielibyśmy, żeby się stało, jakie mamy oczekiwania co do tego wyjazdu oraz co my możemy dać od siebie. Padło wiele ciekawych pomysłów i ku mojemu zdziwieniu większość z nich zrealizowaliśmy!
Następnie przyszedł czas na przeróżne gry integracyjne. Jak dla mnie najśmieszniejszą grą była ta, w której ustawiliśmy się wg wzrostu (oczywiście ja jak zawsze musiałam być druga od początku, ale naprawdę wierzę w to, że małe jest piękne!), następnie staliśmy w szerokim rozkroku, chwyciliśmy się w dziwny sposób za ręce i przechodziliśmy 'pod' wszystkimi osobami. ;) Najśmieszniej było, kiedy zaczynały najwyższe osoby, ponieważ w ogóle nie mogli się przecisnąć hihi. :D
Potem krótka ewaluacja tych gier, obiad i po południu podzieliliśmy się na 3 drużyny - banany, jabłka i malinki. Każda grupa miała do wykonania 5 zadań, łatwiejszych i trudniejszych. Ja byłam jabłkiem i razem z pozostałymi osobami najpierw musieliśmy znaleźć karteczki z naszymi zadaniami porozwieszane po całej bazie namiotowej. Dość szybko nam się to udało wykonać i przystąpiliśmy do działania. Najpierw mieliśmy wykonać posąg/symbol Born To Be Wild. Ale chyba nikt z nas nie był za bardzo artystycznie uzdolniony, ponieważ nasz 'posąg' składał się z kawałka drewna, na którym położyliśmy kamień oraz 2 kwiatki, aczkolwiek interpretacja naszego posągu była bardzo głęboka! Musieliśmy też zebrać gałęzie na ognisko, zrobić coś miłego dla naszego kucharza, z naszych ciał stworzyć napis 'Wild' oraz rozwiązać zagadkę, która była bardzo podchwytliwa.
Zagadka brzmiała mniej więcej tak:

Stoisz przed wejściem do pokoju. Wiesz, że w środku jest żarówka, którą zapala jeden z trzech włączników, które masz przed sobą.
Drzwi do pokoju są zamknięte, a do środka możesz wejść tylko jeden raz. Jak to zrobić, żeby sprawdzić, który włącznik zapala żarówkę?


Powodzenia, spróbujcie zgadnąć! Nie jest takie trudne jak się może na początku wydawać, mnie się udało rozwiązać, Wam pewnie też! :)

wtorek, 2 sierpnia 2011

Born To Be Wild - part 1



'Like a true nature child
we were born
born to be wild!'
Steppenwolf 'Born to be Wild'


Ta piosenka towarzyszyła nam przez całe 10 dni podczas międzynarodowej wymiany młodzieży 'Born to be Wild' 18-27.07.2011.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Praga - praktyczne wskazówki.

Chciałabym się z Wami podzielić kilkoma wskazówkami, które mogą się przydać przy planowaniu podróży do Czech:
  • jedźcie jak największą grupą - im większa grupa, tym tańszy bilet na pociąg + im więcej osób tym weselej ;)
  • wymieńcie polskie złotówki na korony w Polsce - w Pradze jest bardzo, bardzo niekorzystny kurs, a poza tym kurs napisany na tablicy nie zawsze odzwierciedla, to ile naprawdę dostaniecie przy wymianie, ponieważ mają oni różne przeliczniki dla różnych osób lub ilości kasy, którą wymieniacie.
  • Zaplanujcie co chcecie zwiedzić wcześniej - Praga jest pięknym miastem, jest tu mnóstwo ciekawych muzeów i innych rzeczy wartych zobaczenia, jak np. Zamek Troja albo Zoo, ale część znajduje się daleko od centrum Pragi, więc trzeba mieć odpowiednia ilość czasu.
  • To nie jest żaden problem jeżeli Wasze miejsce zakwaterowania nie znajduję się w samym centrum, my mieszkaliśmy w Pradze 6 i byliśmy bardzo zadowoleni z lokalizacji - pieszo na Hradczany i 10 min metrem do centrum. Praga wcale nie jest aż tak duża jak się może wydawać ;)
  • W pierwszy poniedziałek miesiąca wstęp do Muzeum Narodowego jest bezpłatny, myślę, że warto z tego skorzystać. Nam niestety nie starczyło czasu...
  • Po przyjeździe weźcie darmową mapę z informacji oraz inne foldery o aktualnych atrakcjach w Pradze.
  • Zaopatrzcie się w przewodnik, chyba fajnie wiedzieć co się zwiedza, prawda? ;) Ja serdecznie polecam z firmy Bezdroża - ma mapę miasta, praktyczne wskazówki, mini słowniczek + szczegółowy opis wszystkich najważniejszych zabytków. :)
  • Last but not least - pozdrówcie ode mnie Krecika jak będziecie w Pradze!! :))
I tym wpisem kończę przygodę z Pragą, mam miłe wrażenie, że za parę lat będzie to świetna pamiątka. Jak macie jakieś pytania to śmiało, na wszystkie chętnie odpowiem. :)