środa, 24 sierpnia 2011

no Kraljevo.

Oczywiście nie wszystko poszło tak gładko jak myślałam. :) Ale ostatecznie udało się i wreszcie siedzę w ślicznym pokoju hotelowym, nie spodziewałam się, że będziemy spać w takich warunkach!

Lecz zanim do tego doszło czekało na mnie dużo przygód juz pierwszego dnia. Miłego czytania. :)


Na lotnisku wszystko było w porządku, moja torba idealnie zmieściła się w limicie, nie zwrócili uwagi, że mój bagaż podręczny jest cięższy niż powinien być, więc odprawiłam się spokojnie. Lecz niestety, dowiedziałam się, że bus, którym miałyśmy jechać do Krajleva razem z innymi uczestnikami jest totalnie wypełniony i nie ma tam dla nas miejsca, więc musimy same zorganizować sobie transport i podali nam pociąg, który miał odjechać o 14.55. Pierwsze wrażenie - seriously?! ale potem uświadomiłam sobie, że to może być całkiem fajna przygoda, zobaczymy trochę Belgradu, poczujemy klimat miasta i Serbii.

Dlatego po wylądowaniu w Belgradzie, wymieniłyśmy pieniądze na Serbskie dinary, wzięłyśmy mapkę z informacji i wsiadłyśmy do miejskiego busa, udało się jakoś kupić bilet, mimo że o języku angielskim, to ludzie tylko z plotek słyszeli, że istnieje, i próbowałam skasować bilet. Co nie było łatwym zadaniem. Ja wiem, że mój kolor włosów może mylnie mówić o moim intelekcie, ale generalnie jestem bardzo inteligentną osobą, tylko te kasowniki były z czasów archaicznych!!


Tak, tam u góry trzeba włożyć bilet i pociągnąć czarną rączkę w dół. 


bilet na dworzec kolejowy.

Żeby skasować bilet trzeba było włożyć go z góry i przesunąć wajchę w dół, prawie jak dziurkaczem...

Nasza podróż z lotniska na dworzec kolejowy zajęła nam niestety bardzo dużo czasu, chociaż miało to też swoje dobre strony, bo mogłam pooglądać Belgrad i muszę przyznać, że miasto nie jest zadbane. Zupełnie nie wygląda jak stolica państwa europejskiego! Zdarzają się oczywiście ładne budynki, ale są one otoczone starymi domami, które już dawno powinny być odnowione... A co mnie bardzo zdziwiło jeżeli chodzi o autobusy, to fakt, że kierowca otwierał za każdym razem drzwi na około 3 sekundy i od razu je zamykał. Miałam wrażenie, że niektórzy ludzie po prostu nie zdążyli wysiąść na swoim przystanku, ale jakoś za bardzo się tym nie przejmowali. ;)

Wiedziałyśmy, że mamy wysiąść na ostatniej stacji, ale oczywiście nie miałyśmy pojęcia gdzie to jest. Kiedy nagle większość ludzi zaczęła wysiadać, to my stałyśmy takie zdezorientowane, lecz zanim zdążyłyśmy podjąć jakąkolwiek decyzję patrzymy, a jakiś Serb bierze nasze walizki i wynosi je z autobusu i pyta się gdzie idziemy. Oczywiście po serbsku. Angielski jest językiem bardzo obcym. Kiedy udało nam się powiedzieć zelezniczka stanica, to chwycił się za głowę, powiedział, że to daleko, wziął nasze walizki i zaczął je nieść. W połowie drogi zatrzymał się i wskazał nam jak mamy dalej iść, w szoku, podziękowałyśmy mu i ruszyłyśmy w drogę, musiałyśmy się bardzo spieszyć, bo pociąg miał odjechać za 20 minut, mimo problemów z walizkami udało nam sie dotrzeć na stację, podbiegam szybko do okienka i proszę bilety do Kraljeva, a jedyne co słyszę, to

no Kraljevo! no Kraljevo!

Słucham? Jak to nie ma naszego pociągu? Chyba nie muszę pisać, że nikt nie potrafił nam tego po angielsku wytłumaczyć? ;) W informacji powiedzieli, że mamy iść na busa, ponieważ łatwiej się nim dostać. Spoko, dworzec nie był daleko, więc już trochę zmęczone upalnym, belgradzkim słońcem, ale dalej pełne entuzjazmu udałyśmy się kupić bilet. W kasie miły pan nam mówi, że owszem jest bus do Kraljeva, ale kiedy zaczęłyśmy mu zadawać pytania typu ile podróż trwa, to przestraszył się obcego języka i wysłał nas do innego okienka... Tam wreszcie kupiłyśmy bilety i dostałyśmy żeton na przejście na stanowiska... Okazało się, że już niedługo bus odjeżdża, więc prosto udałyśmy się oddać ten żeton i dostać się na przystanek. Niedługo potem przyjechał nasz środek transportu, zobaczyłyśmy napis Kraljevo i takie rozradowane idziemy do kierowcy, który wrzuca nasze walizki do luk bagażowych i ... każe za nie płacić! Pierwsza myśl - o co chodzi? dlaczego mamy za nie płacić i to 30 dinarów?! Takie oburzone patrzymy na siebie, lecz po chwili dotarło do mnie, że faktycznie w przewodniku było napisane, że na przejazdach autobusem kierowcy pobierają opłatę, a 30 dinarów to w przeliczeniu na polskie złotówki cało 1,20 zł.... 

Grzecznie wsiadłyśmy do autobusu, prawie udało nam się dowiedzieć w jakim miejscu bus się zatrzymuje i ruszyliśmy! Pierwsza rzecz, która mi się rzuciła w oczy to bardzo zniszczony barek, a druga to najnowocześniejsza klimatyzacja, którą widziałam! Podczas jazdy kierowca po prostu otwierał drzwi i tak sobie jechał... Zastanawiałam się kiedy mi coś wyleci, bo siedziałam na przeciwko tych drzwi, ale na szczęście/nieszczęście dosiadła się do mnie jakaś Serbka. Całą podróż umilała nam typowa serbska muzyka, która jak dla mnie jest połączeniem rytmów tureckich z hinduskimi, aż wreszcie się poddałam i założyłam słuchawki. 

Po krótkiej drzemce zaczęłam podziwiać krajobraz Serbii, który mimo starych budynków i dziwnych obiektów ma coś w sobie, piękne góry, po których aż chciałoby się chodzić! Lecz niestety co chwilę pan kierowca zakłócał moje podziwianie natury z przyczyny iż odniosłam wrażenie, że przepisy ruchu drogowego go w ogóle nie obchodzą. Wyprzedzał sobie na ciągłej linii blisko zakrętu, trąbił w środku miasta przy policji, a mimo to miał półgodzinne spóźnienie. Ale zanim wreszcie dojechaliśmy do celu stało się coś dziwnego. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, podjechał minivan, kierowca wyjął koc z jakiejś skrytki na przeciwko barku i zaczął tam wrzucać dziwne pudełka opakowane na biało, żeby nie można było zobaczyć etykietę, a na koniec przykrył wszystko kocem... Podejrzane...

W końcu o 18.30 udało nam się dojechać do Kraljeva! Nasi znajomi już na nas czekali i razem udaliśmy się do naszego hotelu, który jest prześliczny! Ale w końcu ma 4 gwiazdki... I prysznic z hydromasażem i cudowne łóżka i generalnie jest bardzo bardzo dobrze wyposażony! Mam tylko takie dziwne uczucie, że śpimy w takim dobrym hotelu, a przyjechaliśmy to pomagać... (bo nie wspomniałam, że na dole znajduje się jacuzzi, sauna i inne dogodności ;))

Przebrałyśmy się i udaliśmy się na pierwszy spacer po Kraljevie. Miasto samo w sobie nie zachwyca, ale wydaje mi się, że ma klimat, niedługo będę miała okazję poznać je jeszcze lepiej! Ale już dziś przekonałam się, że Serbia jest bardzo mięsnym krajem, kiedy byliśmy na kolacji i zapytałam się kelnera co może mi zaproponować bez mięsa, a on na to - naleśniki! Super. :D W końcu wybrałam ich typowy serbski ser, który jest bardzo bardzo smaczny. Ale zauważyłam, że mają tu bardzo dziwne pojęcia sałatek - koleżanka poprosiła o sałatkę z pomidorów i dostała pomidory na talerzu z cebulką... Bardzo sympatycznie spędziliśmy wieczór, pośmialiśmy się, powspominaliśmy różne historię i zaplanowaliśmy jutrzejszy dzień. Myślę, że teraz powinnam iść spać, bo jutro mamy sporo rzeczy do zrobienia i już naprawdę zaczynamy projekt!

Laku noc! I podziwiam jeżeli przeczytaliście całość. (;

1 komentarz:

  1. ich mag Deine Geschichte ;) Wünsch Dir gute Zeit in Serbia ;) O.

    OdpowiedzUsuń