wtorek, 30 sierpnia 2011

Zdobyłam najwyższą górę Serbii (;

Czuję się tutaj prawie jak na wakacjach, gdyby nie fakt, że wstajemy tak bardzo wcześnie rano. Dzisiaj już o 6.45 wyjeżdżaliśmy, więc musieliśmy wstać naprawdę bardzo wcześnie, do czego zupełnie nie jestem przyzwyczajona, zwłaszcza w wakacje. Na dzisiaj zaplanowali dla nas wycieczkę do Parku Narodowego - Koponik. Bardzo popularne miejsce odwiedzane głównie przez Serbów w zimę, ponieważ można w nim uprawiać wiele sportów zimowych. Park został założony w 1981 roku i można tu znaleźć wiele rzadkich gatunków. To co najbardziej przeraża mnie jeżeli chodzi o Serbię, to fakt, iż są tutaj węże i to całkiem sporo jest ich w górach. Nawet dzisiaj jak chodziliśmy po skałach, to jeden z naszych znajomych zobaczył to cudowne zwierzę. Niby większości z nich jad nie jest trujący, ale raczej nie mam ochoty na spotkanie z nimi...

Koło 9.30 dojechaliśmy do Parku i w największym upale wspinaliśmy się po górach. Jeden z fajniejszych dni tutaj, ponieważ góry uwielbiam! Nie lubię tylko chodzić po nich powoli, w sumie to nie wiem czemu, jak chodzi się wolniej, to niby można bardziej cieszyć się widokiem, jednak ja uważam, że idąc na przodzie ma się dłuższe przerwy czekając na inne osoby (;

Podczas wspinaczki nasi przewodniczy pokazywali nam, że tam w oddali jest Kosowo, a ja nagle patrzę na telefon, a tam wiadomość, że jestem już w Kosowie! Ale temat Kosowa jest bardzo wrażliwy i nie za często o tej sytuacji się rozmawia...

Po 2 godzinnym marszu dotarliśmy na najwyższy szczyt Serbii wg naszego górskiego przewodnika - 2070m. n.p.m. to może brzmieć całkiem ładnie, ale muszę przyznać, że zaczęliśmy się wspinać dużo ponad poziomem morza, więc nie było to żadne wyzwanie... Ale już niedługo zaczyna się rok akademicki, więc będę mogła pojechać na górskie rajdy!

Pochodziliśmy sobie po kamieniach i oczywiście - sesja zdjęciowa, jako że sporo osób tutaj ma bardzo dobry sprzęt, więc nie mogliśmy przepuścić takiej okazji, bo widoki zapierały dech w piersiach! Jak wróciliśmy do ośrodka, z którego zaczęliśmy nasz rajd, to dopiero poczułam skutki chodzenia w słońcu. Z prostej przyczyny, iż przez ostatnie parę dni słońce w ogóle nas nie opalało nikt z nas nie pomyślał o posmarowaniu się kremem przeciwsłonecznym i teraz cierpię! Mój nos jest czerwony jak burak! A ręce pieczą mnie niesamowicie... I nie jestem jedyną osobą, która przez to przechodzi... Niestety... :( Ale na tym nie skończył się nasz marsz, ponieważ po obiedzie wyruszyliśmy dalej, żeby powspinać się po kamień, na których według legendy,  kiedyś odpoczywał jeden z królów.

Cieszę się, że mieliśmy okazję wspinać się w Serbii w jednym z 5 serbskich Parków Narodowych, widoki piękna, ponieważ są to góry, ale jeżeli chodzi o florę tam się znajdującą, to zdecydowanie ładniejsze są parki polskie.

Jutro przed nami mnie ekscytujące rzeczy, ponieważ dalej kontynuujemy pracę z dziećmi nad plakatami, ponieważ 1 września już się zbliża, więc musimy się też na to przygotować! Ale w weekend prawdopodobnie znowu pojedziemy na wycieczkę po Serbii! (;

Bardzo chętnie wróciłabym do tego kraju, kiedyś w przyszłości, żeby jeszcze lepiej go poznać, chociaż taki sposób w jaki teraz poznajemy ten kraj jest moim zdaniem najlepszy na podróżowanie, ponieważ mamy szansę dowiedzieć się wszystkiego od środka, poznać ich punkt widzenia i spotkać prawdziwych Serbów, a nie tylko puste budynki, które bez żadnego wyjaśnienie nie mają znaczenia...

Aaa, i nauczyłam się nowego serbskiego wyrazu - overi! - high five. (;





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz