środa, 10 sierpnia 2011

Born To Be Wild - part 7

Dwa ostatnie dni naszego wyjazdu miały być przeznaczone na skoncentrowanie się na ekologii oraz ewaluacji wymiany, czy wszystko było tak jak chcieliśmy, czy spełniliśmy nasze oczekiwania, co nam się podobało a co nie. Dlatego w poniedziałek oczywiście po kolejnym energizerze ;), mieliśmy się zastanowić jak możemy wykorzystać różne śmieci i przerobić je na pożyteczne przedmioty. Kilka osób robiło portfele, niektórzy instrumenty muzyczne, a inni klapki :D. Nie za bardzo przypasowały mi te warsztaty, ponieważ mam zupełnie inny styl i raczej nie będę używać home-made portfela, więc zdecydowałam, że będę robić bransoletki, ale zamiast śmieci użyłam sznurek. ;) Ku mojemu zdziwieniu nawet się innym osobom podobały!
Potem mieliśmy obiad oraz następne warsztaty, na które z powodu deszczu udaliśmy się do pobliskiego zadaszonego budynku, który był oddalony od naszej bazy o dwa mosty. Siedzieliśmy tam i myśleliśmy o najgorszej dla środowiska osobie, która robi wszystko, żeby je zanieczyścić, np. na śniadania lata odrzutowcem do innego kraju albo sprowadza wszystko z najdalszych krańców świata. Potem o osobie, która bardzo troszczy się o naturę i wszystko sama przygotowuje. Żywi się tym co urośnie w ogródku, sama szyje dla siebie ubrania, myje się w wodzie, którą uzbiera podczas deszczu i używa wszystkich kosmetyków, past do zębów, która sama przygotuję używając różne zioła. Przychodziły nam do głowy naprawdę ekstremalne pomysły. :) Na koniec porozmawialiśmy o osobie, która dba o środowisko w zrównoważony sposób, nie jest eco-freak, ale stara się segregować śmieci, nie marnować niepotrzebnie energii itp.
Kiedy już mieliśmy przejść do kolejnej części warsztatów przybiegła koleżanka i powiedziała, że musimy jak najszybciej się stąd ewakuować, ponieważ rzeka wylała i zalała most!

Nasz zalany most ^^

Musieliśmy jak najszybciej się przez niego przedostać, co nie było takie proste, ponieważ rzeka płynęła bardzo szybko i do tego jeszcze bardzo mocno padało. Ukryliśmy się pod dachem górskiego hotelu i z przerażeniem czekaliśmy aż przestanie padać, ponieważ musieliśmy przejść przez jeszcze jeden most, który raz już się nam zarwał, więc obawialiśmy się, że może tych warunków pogodowych nie wytrzymać... Ponad to baliśmy się o nasze namioty, czy będziemy mieli jak spać czy może przypadkiem zalało nas całkowicie... Po około 2 godzinach czekania, razem z kilkoma osobami zdecydowaliśmy się wrócić na bazę. Przeprawa przez most była dla mnie 3krotnie bardziej stresująca niż zwykle, ale na szczęście się udało! Nic się nie zawaliło, tylko było bardzo chwiejnie i ślisko. I jeszcze okazało się, że nasze rzeczy są w miarę w dobrym stanie, śpiwory nie przemokły! Tylko mieliśmy małą rzeczkę na środku namiotu... ;)
Zebraliśmy się w kuchni, zjedliśmy prowizoryczną kolację i graliśmy we włoską karcianą grę - Briscola! Moi włoscy znajomi byli pod wrażeniem, że tak szybko załapałam reguły gry i byłam w stanie nawet z nimi wygrać. :D
Stopniowo, powoli inni uczestnicy zaczęli wracać na bazę i zaczynał się kolejny taki sam wieczór przy ognisku i gitarze, z jedną różnicą, że graliśmy jeszcze w grę sprawdzającą stopień zbliżenia z innymi ludźmi na wymianie. Lecz pogoda nas bardzo zmęczyła i zdecydowanie za wcześnie wszyscy poszliśmy do naszych 'ciepłych łóżek'. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz